środa, 29 października 2014

6 sierpnia 2010 r.
Nareszcie! Udało nam się choć na chwilę spotkać z Danką – moją starą koleżanką obdarzoną talentem plastycznym, którego, nie zawsze mając czas i możliwości, daje czasem ujście… dekorując podwórko recyklingowymi rzeźbami. Przez jedną to nawet rozpętała się draka z drogowcami, a było to tak: wieś, w której mieszka Danka to typowa wieś warmińska, czyli kręta, wąska ulica obsadzona szpalerem drzew. Rzadko remontowana, dodajmy… Chodników jak na lekarstwo, a pobocze byle jakie. Za to samochody grzeją jak szalone siejąc postrach wśród kur i… mieszkańców wsi. Jedna z rzeźb, zrobiona m. in. ze starej beczki i folii po balotach znalazła miejsce przy wjeździe do wsi, a przedstawiała… miśka z radarem ( potocznie zwanym „suszarką”) w łapkach;) Efekt cieszył mieszkańców, bo zaintrygowani kierowcy zwalniali, by przyjrzeć się bliżej, pośmiać się. Ale byli i tacy, co zatrzymywali się, by zrobić zdjęcie. Drogowców rozwścieczyła taka samowola. W zaburzonej płynności ruchu dostrzegli niebezpieczeństwo. Obyło się na szczęście bez sądów, ale misiek musiał się szybciutko ewakuować na podwórko autorki…
Poza miśkami są i inne twory. Jest przystojniak Lucjan, który sąsiadom nie chce odpowiadać „dzień dobry”, są zające, ptasiek i rogacze. Jedną z krów, dzięki skomplikowanemu systemowi „tankowania” ( he he, my z Danką wiemy którędy…) daje się doić:) Dzieciakom bardzo się ta rozrywka spodobała, ale naszym głównym zajęciem był tego dnia wyrób twarogu i masła.
Zdradzę tu pewną ciekawostkę. Otóż udój można podzielić na początkowy, środkowy i końcowy. A który ma największą zawartość tłuszczu? Pomyślałby kto, że początkowy, nic bardziej mylnego. Najwięcej tłuszczu jest w ostatnim udoju. Danka dostała kiedyż od młodej ambitnej i chętnej do eksperymentowania laborantki z mleczarni próbki do oznaczania zawartości tłuszczu w mleku. Mleko początkowe miało około 7% tłuszczu, a to końcowe prawie 30%! No, ale dość tych danych-  może przynudzam?
Przejdę więc do praktycznych wskazówek jak zrobić twaróg. To bardzo proste, choć nie każdy o tym wie (mam koleżankę, która mimo swych prawie trzydziestu lat nigdy nie widziała na żywo świni;) Niewiarygodne, a jednak prawdziwe. Przy okazji pozdrawiam Cię Jo). Jest jeden warunek: trzeba mieć, z czego zrobić twaróg. Od razu tez uprzedzam, że ze sporej ilości mleka wychodzi tylko niewielka ilość twarogu. Do jego zrobienia potrzebne jest mleko słodkie i ukwaszone. By mleko zsiadło musi to być najzwyklejsze mleko pod słońcem, takie z bakteriami, najlepiej wiejskie, broń Boże pasteryzowane, bo takie tylko zgorzknieje. Mleko powinno kwaśnieć ze 2-3 dni. Latem to nawet szybciej. Ja użyłam mleka prosto od krowy, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by kto tylko ma ochotę, poeksperymentował ze sklepowym. Swoją droga w sklepach można chyba nawet kupić gotowe zsiadłe mleko. Gdy już jesteśmy w posiadaniu owego cudownie orzeźwiającego zsiadłego mleka, a do tego uda nam się go nie spałaszować z ziemniaczkami;), to możemy przystąpić do dzieła. Zajmie nam to tylko chwilkę, jeśli podgrzejemy mleko. A zaczynamy od podgrzania na maleńkim ogniu słodkiego, pilnując, by nie wykipiało;) Potem powoli dodajemy mleko zsiadłe i czekamy delikatnie mieszając aż twaróg zetnie się i oddzieli od serwatki ( serwatkę można wypić, dać psom lub się w niej… wykąpać). Wyłączamy gaz i zostawiamy nasze twarogowe czary- mary do przestygnięcia. Następnie na sitku odsączamy twaróg z serwatki podrzucając go delikatnie, dzięki czemu straci nadmiar płynu i uformuje się w miłą dla oka gomółkę. Tyle. Gotowe. Jakby powiedziała Julia Child: „Bon Appétit!” Dodam jeszcze, ze twaróg, jaki mi wyszedł z tego wiejskiego mleka był bardzo delikatny w smaku, przypominał włoski twarożek capri. Zgaduję, że to za sprawą ilości tłuszczu, ale to tylko moje przypuszczenia.
Jeśli idzie o wyrób masła, to sprawa jest jeszcze prostsza, niż przy twarogu, za to wymaga duuużo więcej cierpliwości. Najtłustszą śmietanę ubija się w prostym urządzeniu różnie zwanym m.in. masłobojką, czy masielnicą albo kiżanką jak mawiano w wołyńskim domu mojej babci. A tak naprawdę wystarczy zwykły, dobrze zakręcony słoik i, jak już wspomniałam, duża doza cierpliwości, gdyż przyjdzie nam długo, monotonnie i rytmicznie machać nim aż masło pokaże się w tłustych grudkach. Początkowo maleńkie, grudki będą obrastały tłuszczem. Gdy uzyskamy spójną jednolitą masę, płuczemy ją kilkakrotnie w wodzie- tyle razy, by woda była przezroczysta. Wsio. I niech nikogo nie martwi biały kolor masła- to tylko kosmetyka. Masło takie, jeśli komuś naprawdę zależy, można „podrasować” dodając soku z marchewki bądź odrobinę kurkumy. Przybierze wówczas ładnego żółtego koloru. Jednak smak pozostanie niezmiennie pyszny, czy to przy białym, czy przy żółtym kolorze masła;) Palce lizać. Polecam chleb z samym takim własnej roboty masełkiem.
Ps. A dziś robiliśmy z babcią pyszne bułeczki jagodzianki- z zebranych wczoraj jagód. Opisywać tego nie będę, bo blog wkrótce zamieni się w kulinarny, ale dla chętnych zamieszczę przepis na facebooku. Jagodzianki mojej babci są najpyszniejsze na świecie. Takie „slowfoodowe” (mógłby ktoś wymyślić polski odpowiednik tego słowa- mnie brak weny;)…), bez żadnych spulchniaczy. Czysta natura:) Chętni podniebiennych rozkoszy- szukajcie receptury na profilu Matka Polka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozgość się u nas i spędź miło parę chwil :)