poniedziałek, 7 marca 2016

Okularnik! Okularnica!

Jestem okularnicą!


                             

 Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, była sobie sekcja karate. Trenował w niej niewysoki pan w średnim wieku. Trzeba się było dobrze przyjrzeć, by pod warstwą ubrania dostrzec silną sylwetkę. Pan był niepozorny, spokojny i grzeczny. Okularnik, pracujący jako... ochroniarz;) Różne sytuacje konfliktowe, szarpaniny załatwiał spokojniei bez nerwów. Gdyby wówczas istniała definicja języka żyrafy, to język tego "doranyprzyłóż" pana właśnie "żyrafim" by nazwano. Jest w tej historii pewien haczyk. Okulary. Pan, owszem, był "doranyprzyłóż", ale tylko dopóty, dopóki ktoś śmiał tknąć jego okulary. Gdy ktoś je trącił, a nie daj Bóg wykrzywił lub zrzucił, jego język żyrafy rozpływał się w niebycie, a pana ogarniała dzika furia. I wiecie co? Ja go rozumiem. Myślę, że każdy okularnik go zrozumie. Bo okulary to część nas, bez nich jak bez ręki. Jednak przywiązanie do nich rodzi się często w bólach. Zwłaszcza gdy jest się dzieckiem i dopiero zaczyna się nosić okulary... Chciałabym dziś wspomnieć pewną książeczkę. Jakiś tydzień temu dostałam z wydawnictwa Dwie Siostry paczuszkę z dwiema książkami. Jedna była tak niesłychanie pięknie zilustrowana i wydana, że ta druga została niedbale rzucona na półkę, by leżeć w zapomnieniu całe trzy dni. I nawet ciekawskie dzieci rzuciwszy okiem na okładkę "kopciuszka" wyciągały ręce po piękność. Jaki to wielki błąd, okazało się któregoś wieczora, gdy ktoś (Szczypior?) zakosił piękność i nie chciał się przyznać, a to był czas wieczornego czytania. Kopciuch leżał pod ręką- tuż na półce, pora najwyższa, zniecierpliwiona publiczność wierciła się już w łóżkach, no, jak to się mówi, mus to mus. Wyciągnęłam rękę po "Okularki" Ewy Madeyskiej i z pewnym uprzedzeniem otworzyłam książkę. A w środku... mała Frania.


 


Dziwna jakaś ta Frania. W dziwnym wieku- starsza od Kropka, młodsza od Mirabelki... Co to w ogóle za wiek? Z wielodzietnej rodziny. Z zabieganą matką i wiecznie pracującym "ulaptopionym" ojcem. Brrr. I do tego okularnica! Z każdą stroną opowieść... wciąga coraz bardziej, sprawia, że czujemy jakbyśmy wskoczyli do książki. Duża czcionka i niektóre pogrubione wyrazy zachęcają dzieci do samodzielnego czytania albo prób odczytania fragmentów- nawet nieczytającą Mirabelkę. Mnóstwo tu kolorowych ilustracji narysowanych pewną kreską, lecz w stylu naiwnym- imitującym dziecięce rysunki. Wywołują one uśmiech na buzi czytelnika i grzeją swym ciepłem. A sama historia? Pod pretekstem zgubionych szkieł taty pokazuje nam jak ważne w życiu człowieka mogą być okulary i ile emocji mogą wywoływać! Frania, choć ma piękne okulary, w różowych, wesołych oprawkach, wstydzi się w nich pokazać. Dlaczego? Przecież świetnie w nich widzi, nie musi już mrużyć oczu i w dodatku ładnie wygląda! Ano dlatego, że spotkała się z brakiem akceptacji! Że wyśmiewano się z niej! Tylko dlatego, że pojawiła się w okularach! Frania nie rozumie, że okulary to część niej samej. Próbuje się bez nich obywać, co nie jest łatwe gdy się ma wadę wzroku. W przypadku Frani jednak wszystko dobrze się kończy.



Dziewczynka dowiaduje się, że dzięki okularom można poczuć się wyjątkowo;  że wpływają one na nasz wizerunek i samopoczucie, że niektórych ludzi zwyczajnie nie sposób wyobrazić sobie bez nich. I, że niektórzy ludzie bez okularów życia sobie nie wyobrażają. Gdy z jakiegoś powodu są pozbawieni tego cudownego wynalazku, to czują się nieswojo, są niespokojni, poprawiają powietrze na nosie, a gdy zapomną gdzie położyli swoje "patrzałki" biegają w popłochu po domu, szukając histerycznie ( czasem niemal po omacku) swoich "oczu". Dla mnie sceny jak z "Okularków" Madeyskiej to nie jest fikcja literacka. Zdarzają się od czasu do czasu i w naszym domu;)


 Wracając do książki "Okularki" to muszę przyznać, że nie ma w niej nachalnego moralizatorstwa. Jest za to mądrze pokazany problem i sugestia jak sobie z nim poradzić. A już to, jak mała, kilkuletnia dziewczynka rozprawia się z dokuczającym jej Wiktorem to mistrzostwo świata! Gdybym ja w odpowiednim czasie (gdy okulary miałam nosić tylko do rysowania, czytania itp) znajdowała takie celne riposty jak Frania, dziś pewnie nie byłabym okularnicą. Pełnie ciepłą, humoru i pozytywnej atmosfery "Okularki" Ewy Madeyskiej są pierwszą książką w serii "Małe Katastrofy", więc możemy się spodziewać nowych pomysłów na rozwiązanie problemów, przegonienie stresów naszych maluchów. Książkę zilustrowała Kasia Matyjaszek. Im więcej przyglądam się tym ilustracjom, tym bardziej ich ciepło i prostota chwytają za serce. Zajrzyjcie do książeczki koniecznie. To jedna z tych, które czyta się po wielekroć i nie ma się dość. Mirabelka nawet zabrała ją do przedszkola, a tam dzieci "wsiąkły":) I jeszcze jedno ( wiem, wiem, strasznie się rozpisałam, ale już kończę, naprawdę;) ). Nie wiem jak Wy, ale ja bardzo lubię czytać dzieciom na głos. Od Jarosława Boberka to lata świetlne mnie dzielą, ale staram się nadać każdej postaci odrębny styl. Lubię modulować głos, odpowiednio intonować, jak trzeba to krzyknę, pisnę, a nawet zachrumkam;) Nie, w tej książce nie ma chrumkania, ale niesamowicie łatwo i przyjemnie się ją czyta na głos :) Polecam raz jeszcze.



 Fot. My też mamy różowe okulary;) Przy okazji różowych okularów porozmawialiśmy o... związkach frazeologicznych;) O tym co to tak naprawdę znaczy patrzeć na świat przez różowe okulary, albo że źle lub dobrze komuś z oczu patrzy itp. A na koniec odśpiewaliśmy hicior Natalii Kukulskiej sprzed trzydziestu (!) lat
"Kup różowe okulary,
Załóż buty nie do pary,
Przez różową szybę patrz na świat..."


Tytuł: "Okularki"
Autor: Ewa Madeyska
Ilustrator: Kasia Matyjaszek
Wydawnictwo: Dwie Siostry
Seria: Małe Katastrofy
Rok wydania: 2015
Oprawa: twarda
Kategoria wiekowa: 3+
ISBN: 978-83-63696-07-8

Za książkę dziękuję wydawnictwu Dwie Siostry