niedziela, 27 września 2015

Las

            Leśne ludki

Trzecia edycja Dziecka na Warsztat zachęciła mnie jeszcze bardziej niż poprzednia, a to za sprawą tematów, jakie pojawią się co miesiąc.  Pierwszy jest dowolny, wiec u nas musi być las. Ja las ledwie lubię,  ale pochodzę z rodziny " leśnych ludków". Ja też mam naturę zbieracko- łowiecką, lecz, niestety, u mnie przejawia się to zbieraniem... różnych gratów :( Wróćmy jednak do warsztatu; odkąd przeprowadziliśmy się, do lasu mamy znacznie bliżej - widzę go z okna:) Nie znamy go jeszcze dobrze, ale odwiedzamy.  Ba, nawet w dzień mojego niespodzianego porodu byliśmy w lesie. A na warsztat wzięliśmy ptaki ( z tego planuję grubszą sprawę, ale nie wiem czy udźwignę), grzyby i popularne zwierzęta leśne.  
O grzybach rozmawiałyśmy sobie z Mirabelką, zbierałyśmy ( nieważne, że część niejadalna , czy wręcz trująca ! Ważne, że... ładne ;)!)Bo jak się jest Mirabelką, to i z grzybów można zrobić bukiet;)
Spotkaliśmy grzyby jadalne i takie, od których lepiej trzymać się z daleka ,  które znaliśmy,  jak kanie, zajączki, purchawki,  pieczarki czy muchomory , ale także  nieznane nam gatunki porastające drewno. Oglądaliśmy kapelusze, porównywaliśmy blaszki i gąbeczki. Dotykaliśmy, zaglądalismy do nóżek i wąchaliśmy. O, choćby tak:


A na jednym ze spacerów z babcią,  która właściwie żyje lasem i ma już prawie dwa pieciolitrowe słoje suszonych borowików ( tegorocznych!) pokazała nam jak zyskać pewność,  że kania,  którą znaleźliśmy i mielibyśmy ochotę zjeść ze smakiem, istotnie jest kanią.  Po pierwsze ma ładny kołnierzyk :



Po drugie: ma pustą nogę.



Po trzecie: miejsce połączenia nogi z kapeluszem jest stwardniałe. Może z powodu tego twardego czubka ten grzyb nazywa się czubajka kania? 



O ile kania ma blaszki,  to już maślak i gros grzybów jadalnych mają kapelusz w postaci gąbczastej poduszki. Dzieciaki dokładnie przyjrzały się stwierdzając, zerwanych istocie wygląda to jak gąbka kąpielowa;) Natomiast zapach maślaka Szczypior i Brunisław skwitował głośnym " o, fuj!"...




Co jeszcze robiliśmy w lesie? Szaleliśmy na całego na skarpie osuniętego piachu:) Trochę się wkurzałam,  że wszędzie w domu chrzęści pod nogami,  bo, mimo że staraliśmy się dokładnie otrzepać, to nie dało się uniknąć wniesienia do domu piasku. Ale fajnie było.  I to nie tylko jednego dnia ;)







Poza szaleństwami i obserwowaniem grzybów, ot tak zwyczajnie cieszyliśmy się jesienią.  A właściwie to cieszyłyśmy się,  bo męskie grono nie zwraca uwagi na takie " głupoty" jak piękne złote barwy, ciepły błysk jesiennego słońca czy miły dla ucha szelest liści powiewających na lekkim wiaterku ;) :







Ich cieszą zgoła inne doznania i inne zmysły lubią pobudzać ;) O, takie grzybki ich cieszą ( pożarli 130 sztuk!):



Mieliśmy udać się na zwiedzenie ścieżki sportu w okolicach rezerwatu Rudka Sanatoryjna,  ale to długa wyprawa,  dzień był niezwykle wietrzny i nieprzyjemny, a karmienie ssaka na takim wietrze mogłoby się marnie skończyć,  więc zrezygnowaliśmy.  Spróbujemy w inny weekend, ale pomysł Brunisława realizujemy w lesie,  który mamy pod nosem. Wpadł na niego tuż przed publikacją warsztatu, więc jedyne co zdążyliśmy zrobić to zebrać żołędzie i namoczyć. Domyślacie się już co to będzie? Jeśli ktoś obstawiał kawę żołędziową to brawo! Tak! Zaczęło się jak zwykle niewinnym pytaniem czy żołędzie można jeść... ;) 
Jeszcze pokażę co czekało w szafie na jakiś chłodny, jesienny wieczór.  To książeczka pt. "Las",  która opisuje leśne zwierzęta i pozwala puścić wodze wyobraźni tworząc z kilku arkuszy " części zapasowych" w postaci naklejek różne dziwne stwory. Kupiliśmy ją na targach książki w Warszawie. Z myślą o Kropeczku,  a dorwała się siostra;) Powstały jakieś dziwne niedźwiedziojeleniorysiołosiolisy i takie tam;) Mamy gdzieś jeszcze z tej serii pocztówki.  Jak je odkopię ( jeszcze nie wszystko ogarnęłam po przeprowadzce) to powysyłamy w ramach postcrossing. A oto nasza zabawa w wykonaniu Mirabelki :





Ptaki jednak najlepiej obserwuje nam się pod nosem, czyli w naszym ogrodzie. Nie będę się powtarzać, bo na blogu jest kilka wpisów na temat ptaków ( pod etykietą Ptaki), ale kilka ciekawych obserwacji dzieci poczyniły,  a Zośka wymyśliła nazwę jakiemuś nieznanemu nam ptakowi,  który zwykł chadzać po chodniku i rozbijać o niego orzechy. Tylko nie pamiętam jaką- kickicaj?  Czy jakoś tak.  Związaną z tym, że tak śmiesznie podskakiwał. Mieliśmy też młodą sójkę,  niestety marnie skończyła... Abstrahując od ptaków to ostatnio na nasze orzechy włoskie skusiła się... wiewiórka.  Mirabelka i Kropek niemal na nią wpadli w ogródku. Bardzo się podekscytowali ;) 
Ach! Zapomniałabym jeszcze dodać, że Mirabelka zrobiła Kropeczkowi warsztaty robienia grzybów z rurek po papierze toaletowym- to zamiast tego " wietrznego " spaceru.




Post powstał w ramach Dziecka na Warsztat III. O tym co się działo w rodzinach innych mam uczestniczących w projekcie możecie poczytać klikając w loga na mapie blogów:

Dziecko na warsztat