środa, 18 maja 2016

My Shopping List

My Shopping List

Naszą niedawną zdobyczą jest gra My ashopping List. Wydawcą jest ELI- wydawnictwo o mocnej pozycji w świecie gier językowych i znajdujące się wysoko na mojej drabinie pomocy edukacyjnych. Tak, edukacyjnych i językowych. Dziś opiszę grę, która łączy świetną zabawę z edukacją. Gra jest dla dzieci już czytających, ale dla upartego nic nie jest niemożliwe;) Tak oto u mnie grają dzieci czytające ( posiadam takich kilkoro do lat 12), a także nieczytająca pięciolatka, dla której nieco modyfikuję grę. W pudełku znajduje się wiele ( 33 bodajże) kart z zapisaną listą zakupów ( niestety, przy wyrazach nie ma obrazków - a gdyby były gra byłaby bardziej uniwersalna, bo zasięgiem objęłaby również młodsze dzieci.  Tutaj sugestia do wydawnictwa, żeby uwzględniło tę kwestię przy kolejnych wydaniach). Obrazki są na odwrotnej stronie kart, ale nie odpowiadają liście - są niezależnie dobrane,  w sam raz do gry w bingo. Do tego jest talia 66 kart z produktami- pod każdym zdjęciem jest nazwa produktu.  Wygrywa ten, kto pierwszy skompletuje listę,  albo przynajmniej będzie miał największą ilość produktów z listy. Ze względu na bogatą ilość produktów gra może być długa przy małej ilości graczy. Jednak im więcej graczy ,  tym szybszego tempa nabiera rozgrywka. Oprócz ćwiczenia słownictwa,  dzieci uczą się zwrotów przydatnych w codziennych sytuacjach np. " Do you have sausages?", " I need some water ", " Can you give me an ice cream?". Poza tym ćwiczą pamięć i dedukcję - " aha, mama nie ma makaronu, siostrę też już pytałam i nie miała,  to pewnie ma brat?".  A co najważniejsze to dzieciaki ośmielają się mówić,  a w rozmowę można wpleść wiele wątków pobocznych,  np. " You like ice cream, don' t you? Oh, it' s so cold today that eating any ice cream is the last thing I would do today. But... I would love to drink some hot tea. How about a little break for a cup of tea and some chocolate? " ;) Ważne, by zbytnio nie przejmować się błędami,  tylko ośmielić się mówić. I nie poprawiać dzieci słowami " nie, nieee, to się wymawia tak...", albo " tu trzeba użyć innego czasu ", a raczej na " I' m liking bread " potwierdzić z uśmiechem, acz poprawnie " Oh, you like bread". To raczej do młodszych dzieci.  Z nimi można też zwyczajnie bawić się kartami z obrazkami- np w zgadywanki, można ich użyć jako flaahcards. Starsze, które uczą się angielskiego można zostawić z grą same.  Ważne,by dziecko, któremu tę grę kupimy miało wcześniej do czynienia z angielskim i by miało z kim grać. 
Tak jak opisałam gramy my- w wersji z tą wspomnianą pięciolatką, której szepczę na ucho co ma na swojej liście,  a gdy trzeba to jeszcze tłumaczę.  Można też w grę grać zgoła inaczej.  W pudełku znajduje się również kartonowa kostka do złożenia, którą można wykorzystać w grze. Na jej bokach znajdują się produkty pogrupowane kategoriami, np. nabiał, produkty zbożowe itd. Da się je wykorzystać do zagrania w piramidę żywieniową, albo w... to co nam fantazja podpowie. Można też karty ( te duże) obrócić listą do dołu,  a obrazkami do góry i zagrać w bingo angielskie, jak już wspomniałam.  Można też pobawić się przy użyciu tej gry w stołówkę, restaurację, sklep czy bazar. Można pobawić się w gotowanie. Wiele można.  Naprawdę wiele i to właśnie czyni tę grę tak wartą polecenia. 
A gdyby ktoś z Was zechciał zrobić coś od serca,  a Wasze dzieci lubią takie własnoręcznie zrobione prezenty, to śmiało:) Tu jest inspiracja- i to ta ulepszona wersja dla mlodszych- z obrazkami przy liście zakupów :)

Wpis powstał w powiązaniu i z inspiracji projektu Grajmy!



Spotkanie autorskie z Zofią Stanecką

Miłość do " Basi" jeszcze płonie 

Kilka dni temu Mirabelka znów była na spotkaniu autorskim z panią Zosią Stanecką. W Bibliotece Miejskiej w Mińsku Mazowieckim.  Fistaszek też był, tylko, że tym razem już po tej stronie brzucha;) 



Poprzednim razem byłyśmy na targach książki gdzie autorka była razem z ikustratorką Marianną Oklejak.  Zrobiły wspaniały teatrzyk i warsztaty dla dzieci.  Możecie zobaczyć jak się tam bawiłyśmy tu.
To niedawne spotkanie było zupełnie inne,  bo przeznaczone dla grup zorganizowanych ( my się tam znalazłyśmy na dokładkę),  a tematem spotkania był proces twórczy.  Brzmi poważnie? Być może,  jednak wszystko podane w formie zabawnej przystępnej - w sam raz dla przedszkolaka. Autorka rozmawiała z dziećmi o tym co czyni z człowieka pisarza, o tym jak przebiega tworzenie,  a także jak wygląda powstawanie książki.  Pomocą służyły pani Zosi duże arkusze papieru i kilka pisaków. I wiecie co?  Ona naprawdę nieźle rysuje:)!  Dzieciaki puściły wodze fantazji- z oglądanych prostych form jak fala, trójkąt itp. wymyślały nowe ksztalty- a to trójkąt znalazł się w czubie rakiety, a to w uszach kota, a to fala zamieniła się w wieloryba, by obok zamachać małpim ogonem.  Szło im całkiem nieźle. Gorzej z wyobrażeniem warsztatu pracy pisarza- te najśmielsze,  wygrywając się do odpowiedzi dzieciaki to wyobrażają sobie, że pisarz to człowiek siedzący przy biurku w jakimś biurze i w pocie czoła od siódmej do piętnastej piszący książki;) Zdziwiły się niektóre bardzo dowiedziawszy się, że Stanecką to leży na kanapie cały dzień, tylko tam myśli, dumą i obmyśla coś tam sobie, a na koniec mówi, że jest zmęczona.  Albo, że tworzy swoje opowieści w... wannie! Towarzystwo było tą całą wiedzą bardzo poruszone ; wyciszyło się przy rysowaniu - miały sobie wyobrazić i narysować takiego kota jakim chciałyby być.  Jeden z chłopców narysował kota " co połknął słońce i zieje ogniem", zaś na pytanie autorki czy nie byłoby mu za gorąco gdyby połknął słońce odparł ku rozbawieniu dorosłych obecnych na sali :"- Ośśśśtlo by było, ooooośtlo...". Mirabelka zaś narysował chudego kota. Różowego.  Całego różowego ;)! Ale za to skrzydlatego :)
Była również walizka z Basiową rodziną- takimi tekturowymi kukiełkami, które mają ręce.i nogi ruchome- posłużyły do Basiowych opowieści.  U nas powstają takie o nas, tylko wiecie ile nas jest- roboty od groma.  Jeśli zapału starczy i praca zostanie ukończona to pochwalimy się,  a póki co, nie ma czym, ale jest zabawa;)
Na koniec kupiłyśmy książkę - nie Basiową ( te, zresztą wszystkie już mamy), tym razem Mirabelka wybrała coś z zagadką do rozwiązania.  To " Tajemnica Namokniętej Gąbki ". Opiszemy ją dokładniej przy innej okazji, bo póki co pocałunku, powolutku delektujemy się nią wieczorami. 
A jeszcze później poszliśmy na lody. I do parku. I do fontanny. Zupełnie jak Basia i tysiące innych pięciolatek;)



Post powstał w ramach projektu Przygody z książką 4