sobota, 25 lipca 2015

Tarantul Jan i pajęczy zawał serca

Tarantul Jan i pajęczy zawał serca


Uwaga! Uwaga! Właśnie popełnię coming out... Jestem ignorantką, która do dziś bezmyślnie, bezrefleksyjnie nazywała kosarze pająkami, podczas gdy nimi nie są! No i niby widać różnice gołym okiem, ale co z tego? Owszem, kosarze są pajęczakami, tak jak pająki, ale stanowią całkowicie odrębny, równorzędny pająkom, rząd pajęczaków. Nie mają wielu par oczu, tylko jedną, ciało w zasadzie dwuczłonowe, ale ukryte pod okrąglutkim jednoczłonowym pancerzykiem chitynowym, nie mają kądziołków przędnych, no i nie mają gruczołów jadowych! A co w takim razie sprawiło, że moje dzieci przybiegły z Brunisławem wołającym: " Mamo! Mamo! Patrz jakiego mam fajnego pająka! Nazywa się Tarantul Jan i jestem jego tatusiem!"? Dlaczego wszystkie mówiły o pająkach i dlaczego ja powiedziałam: " Synku wypuść to biedne zwierzę zanim dostanie pajęczego zawału serca"? ( Zośka w tym miejscu z pobłażliwością zaśmiała się na myśl o pajęczym sercu, co poniosło nas dalej, ale o tym za chwilę). Ano może dlatego tak łatwo przychodzi nam nazywanie ich pająkami, że kosarze mają nogogłaszczki i szczękoczułki i cztery pary nóg? Może to właśnie sprawia, że ludzie biorą je za pająki? Co ciekawe jest ich około sześć tysięcy gatunków,  z czego w Polsce jakieś trzydzieści,  ale bez wnikliwych badań są nie do odróżnienia! Interesująco się rozmnażają,  bo samce mają prawdziwe prącie! Samiczka składa jajeczka w szczelinach,  zakamarkach,  w ziemi i  zanim kosarz osiągnie postać imago, przechodzi linienia i w miarę wzrostu wydłużają mu się nogi. Żyje około roku, jest bardzo powszechny i zupełnie niegroźny. Żywi się wszystkim,  nawet padliną, ale w jego menu znajdują się też mszyce,  co na dobre wyjdzie roślinom działkowym,  a nawet sokami roślinnymi! No i jest nazywany zegarmistrzem ( u nas na podwórku gdy byłam dzieckiem nazywało się go raczej zegarkiem obserwując ruszającą się długą oderwaną nogę umieszczoną na nadgarstku, by "tykała"... :/ ). Pewnie bywa tak zwany ze względu na długie jak wskazówki nogi, które potrafi w razie zagrożenia odrzucać ( tak jak jaszczurka ogon itp- takie zjawisko nazywa się autonomią). Interesujący jest również ich narząd zmysłu pomagający znaleźć coś do zjedzenia. Tym narządem są... odnóża- druga para, dłuższa od pozostałych. Tej pary nie może odrzucić, bo wtedy miałby poważne problemy. To może teraz o tym "naszym" kosarzu. Nie miał nic wspólnego z korsarzami;) A tak na poważniej to był to jakiś młody osobnik, Szczypior nazwał go Tarantul Janem, Brunisław adoptował i uparcie nosił w rękach.  Potem " schował " go pod plastikowym wiaderkiem i albo kosarz nie zniósł tego mieszkania, albo noszenia na rękach ( i przytrzymywania za odnóża...), bo ku smutkowi Brunisława zasnął wiecznym snem. Brunisławowi, mam wrażenie, nawet było trochę przykro i mam nadzieję, że wyniósł porządną lekcję z tego zdarzenia; mam nadzieję, że już nie będzie się bawił zwierzętami. 
A wracając do Zośki nabijającej się z matki mówiącej o pajęczym sercu, to wyszukałam w internecie schemat budowy wewnętrznej pajęczaków i ku wielkiemu zdziwieniu okazało się, że serce jest! Ba! I mózg jest! I żołądek jest! A tak w ogóle to zachęcam do samodzielnej eksploracji ścian, traw, piwnic. Kosarze są tak łagodnymi zwierzętami, tak niegroźnymi, że warto z nimi zaznajomić nawet maluchy. Ja swoim dzieciom przygotowałam rysunek przedstawiający pająka i jego najważniejsze organy- dla młodszych z podpisami, dla piśmiennych- bez. Niech sami podpiszą. A jak zechcą to jeszcze pociągniemy temat o robienie pajęczaków. Choć czy to się uda? Dziś przed snem Brunisław zapytał niezobowiązująco: "-Mamooo? A czy chciałabyś zejść do wnętrza wulkanu?" No i zaczęła się jazda z wulkanami aż padł owinięty na podłodze w kołdrę, gapiąc się w sufit i mamrocząc coś o wulkanach. Obiecałam, że jutro dam mu poszperać w internecie za czymś w tym temacie.

Bliskie spotkania z kosarzami wpisują się w projekt Mały Przyrodnik, do którego poznania, polubienia, a być może i dołączenia niestrudzenie zachęcam.