niedziela, 21 czerwca 2015

Dwudziesty dzień z #30DaysWild Sobota

Pienik ślinianka

Coś dziwnego czai się na trawce.  Ni to ślina ni to ubita piana z białka.  Ale chwila, chwila, coś tam pod tymi bąbelkami widać...  Pistacjowa zieleń zmienia się w soczystość świeżej trawki i porusza całą swą maleńkością w tej pianie.
- "Lobacek!!! "- woła podekscytowany Kropeczek. Istotnie jakaś larwa tam się uwija.
-" Mamo, co to jest?"- pyta Mirabelka
-"Nie wiem, w domu spróbujemy to odkryć, a tymczasem popatrz tylko, nie ruszaj tego, żeby nie wyrządzić jakiejś szkody".
W domu wyszperałyśmy, że to larwa owada. Małego i niepozornego,  która to larwa jest wrażliwa, nawet bardzo, na słońce i za pomocą piany chroni się przed wyschnięciem.  A także przed drapieżnikami,  których łupem mogłaby paść.  Jest szkodnikiem, bo bezlitośnie wysysa soki z rośliny i gdy występuje obficie, może dojść do obumarcia roślin.  O ile na łące to nikomu nie przeszkadza, o tyle działkowcy nie cieszą się widokiem tego owada; chociaż podobno jest go coraz mniej to na przychylność działkowców nie ma co liczyć.
No a skąd ta piana? Ekhem, ekhem. To... odchody tej larwy, w które wpompowuje pęcherzyki powietrza...


Ps. Z tego co wyguglowałyśmy wynika, że ten owadzik jest krewniakiem... cykady :O