poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Desant gąsienic 

Kropek dziś przebiegł z błyskiem w oku wołając,  że po całym podwórku pełzną gąsienice. Jest jeszcze w tym wieku, że nie trzeba specjalnych zabiegów by zainteresować go przyrodą. Akurat miałam duży pusty słój i pozwoliłam mu zebrać trochę gąsienic do obserwacji. To byly charakterystyczne gąsienice rusałki,  ale zaćmienie umysłu jakieś nie dało mi przypomnieć sobie jakiej. Przewertowaliśmy z Kropkiem nieśmiertelnego Heinzego.  Kropek bardzo zdecydowanie powiedział, że " to ta" przy gasienicy rusałki żałobnika. Rzeczywiście podobna,  jednak ten nasz podwórkowe przemarsz zafundowały nam gąsienice rusałki pawika,  pawiego oczka, sadownik pawie oczko - różnie go zwą, a chodzi o motyla z gatunku Inachis io. Gąsienice już się dość objadły,  by zejść z roślin żywicielskich i szukać sobie schronienia do przepoczwarzenia się.  Odpowiadają im drewniane płoty, strychy, komórki, a nawet murowane ściany, so których kolorów początki starają się upodobnić kolorem! " Nasze" gąsienice jak jeden mąż pełzły w stronę... domu. Nowo otynkowanego;) Fistaszek bardzo się ekscytował widząc pełznące po jasnej ścianie czarne gąsienice. Pokazywał paluszkiem i krzyczał coś bardzo poruszony. A gąsienice pochwały się pod rynnami lub gdzieś na dachu. Za około dwa tygodnie powinny wyfrunąć motyle.




Wpis dedykuję projektowi Mały Przyrodnik


Gąsienice przypełzły wczoraj, tj.29 sierpnia. Po nocy pięknie wiszą,  jedna tylko leży na dnie słoja. Jedna już wisi w kokonie:) Obok kokony jest fragment gasienicy- myśleliśmy w pierwszym momencie, że to mucha tam siedzi. Nie wiemy czy to normalne zjawisko. Będziemy obserwować dalej. 



08 września.  Coś zaczyna się dziać. Z niektórych poczwarek zwisają cienkie " nitki". Jakby miały się " rozpiąć" ( gdy kiedyś mieliśmy modliszki to podobnie " rozpinały " się kokony). Może to już?


10 września. Co za poranek! Leniwie wstaliśmy o... siódmej; w końcu sobota- można dłużej pospać;) A tu taka niespodzianka! Metamorfoza zakończona!  Inachis io wyszły z poczwarek. Teraz grzeją skrzydełka na słoneczku. 




Część motyli wypusciliśmy gdy były gotowe do lotu. Jednak musieliśmy im trochę pomóc, bo chyba nie wiedziały, że mogą odlecieć ;) Cześć zatrzymamy do popołudnia.  Przyjedzie siódemka znajomych dzieci to im pokażemy :)


poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Warsztat dowolny z Dzieckiem na Warsztat III


Mocno spóźnieni i zagonieni pokażemy Wam co robimy jak nas nie ma. No, maleńki fragment pokażemy, bo doby nie starcza, by ogarnąć wszystko. 
Lato, choć nie rozpieszcza,  roztacza przed nami szaloną paletę barw i zapachów. Kusi tysiącem cudownych roślin na wyciągnięcie ręki. Trudno się oprzeć takim pokusom,  więc... nie opieramy się ;)
Nasz dowolny Warsztat nie da Wam konkretnych przepisów co i jak robiliśmy krok po kroku, zwłaszcza, że dziedzina, którą wzięliśmy na warsztat daje duże pole do popisu i improwizacji. Można się dużo nauczyć metodą prób i błędów -można sobie na te chwilę na to pozwolić; nie wyjdzie- trudno.   Z głodu nie uprzejmy,a więcej błędu nie popełnimy;)
Muszę się pochwalić,  że Brunisław sam, z moją niewielką pomocą techniczną zrobił syrop z kwiatów czarnego bzu. Nazrywał, poodcinał kwiatuszki, ugotował i rozlał do słoiczków syrop ( te" gorące" etapy z moją pomocą). Na koniec nawet sam powypisywał i ponaklejał etykiety. Część słoików podarował kilku osobom.
Robiliśmy również herbatę Iwan Czaj z kiprzycy wierzbówki. Tu trochę, odrobinę dosłownie, pomógł Szczypior i jego kolega. Zrolowali trochę liści.  Ach, zapomniałabym- fermentowaliśmy również bez lilak.  Tu do pomocy zaprzęgłam Mirabelkę oraz jej... babcię i prababcię. To był naprawdę miło spędzony czas:) Poza tym co tam jeszcze wyrabiało się w naszej kuchni? Lemoniada z czerwonej koniczyny. A także z suszonych kwiatów chabra,jasnoty białej i listków stewii. Z małym dzikim jabłuszkiem, miodem od Adama- pszczelarza i sokiem z cytryny. Wyszło bardzo interesująco. Koniczyna- kwaskowa, orzezwiająca, mocno musująca, smak rześki,  ale przyjemnie rześki.  Ta druga zdecydowanie slodsza, smak łagodniejszy, przyjemny, mniej nagazowana,  bąbelki delikatniej łaskotały podniebienie. No i octy.  Stoją póki co trzy. Co z nich wyjdzie i czy wyjdzie - nie wiadomo. Jagody z kwiatami czarnego bzu, maliny z jeżynami i jabłkiem spod jabłoni oraz krwawi i wrotycz z odrobiną dziurawca i miodem. 
Popatrzcie sami:










Ps. Zaliczyliśmy też spektakularną klapę.  Miał być cydr,  a wyszło... nic.  Nianię pracuje. Parę razy bulgotnęło i już. Pewnie dlatego, że połowę jabłek stanowiły papierówki.  Zapamiętajcie po tym warsztacie- papierówki to tylko na przetwory:p

Wpis powstał na potrzeby projektów:
Dziecko na Warsztat i Mały Przyrodnik