10 grudnia 2011
Grudzień zaskoczył mnie chaosem, zupełną dezorganizacją. Dzieciaki 
coraz bardziej nieopanowane… Czasem czuję się jak w roju, gdy widzę 
Szczypiora biegającego po mieszkaniu w jakimś opętańczym pędzie, a Zośkę
 i Brunisława w pogoni za bratem. Wtedy dosłownie dźwięczy mi w uszach 
Lot Trzmiela Rimskiego – Korsakowa. A żeby tego było mało… Mirabelka też
 już daje równo na dwóch kończynach. Czasem dni mi „umykają”, a ze 
zmęczenia mylę je. A. to nawet ostatnio śnił, że… mieliśmy piąte 
dziecko, którego poszukiwał po tym, jak ja je gdzieś oddałam („bo ich 
było za dużo”). Obudził się z tego koszmaru w środku nocy, niewiedząc 
czy śni, czy to się dzieje naprawdę.
W tym roku nie ma pierników, kartki jeszcze nie wysłane (choć 
zebrałam się i je powypisywałam), za to… rodzina nam się powiększyła. O 
jakieś… dwieście pociech;) Otóż wykluły nam się modliszki. Wylęg zaczął 
się w czwartkowy wieczór. Nieśmiało, powolutku wypuszczając na świat 
dziesięć kruszynek, by już w piątek osiągnąć apogeum i zalać nas 
powodzią modliszek! Ratunku! Modliszkowy Armagedon! Ja już nie daję 
rady! Ich są krocie. Część już została poduszona, poturbowana, 
zadeptana, zagnieciona przez siostry. Ile się dało porozdzielałam, ale 
już nie mam skąd brać pojemniczków. Osiedlowy fotograf, apteka i 
przychodnia lekarska zostały przeze mnie dosłownie ograbione i wciąż 
mało! Ja to jednak nie mam wyobraźni! Żeby tak się dać zaskoczyć! Muszek
 im nie nastarczę… Nastawiłam kilka hodowli już pewien czas temu, ale 
podczas karmienia więcej mi ucieka niż zostaje zjedzonych! To jakiś 
koszmar! A w dodatku na święta wyjeżdżamy na Warmię! I jak ja to 
wszystko bezpiecznie przetransportuję? Przecież nie mam komu oddać pod 
opiekę naszego „pieska”…  Będę dumać przez najbliższy tydzień. Może coś 
wydumam, a tymczasem kończę to pisanie na kolanie ( jak mi się ładnie 
zrymowało;)!, bo siedzę pod salą, gdzie chłopaki mają zajęcia 
umuzykalniające, a zaraz Szczypior przechodzi na plastykę a  ja z 
Brunisławem jadę w inne miejsce po Zośkę, która odrabia angielski… Uff…
Życzę Wam, drodzy Czytelnicy Zielonej Lekcji, wesołych i przede 
wszystkim spokojnych świąt Bożego Narodzenia. I niech Wam Bóg błogosławi
 (byle nie obfitością owadów w domu :-))) 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Rozgość się u nas i spędź miło parę chwil :)