Pamiętacie Państwo komedię z gubernatorem Californi w roli głównej, w której zagrał on… ciężarnego mężczyznę? Mało śmieszne mnie się to wydało, ale na pewno fantastyczne. Dziś sytuacja wygląda zgoła inaczej… Być może część z Was, moi mili przyrodnicy, domyśla się do czego zmierzam, ale zanim przejdę do sedna sprawy, pochwalę się jeszcze, że ostatnio, podczas Bruniowej drzemki, udało mi się obejrzeć interesujący film o żabach. Nie były to nasze, polskie żaby, ale to, co je spotkało grozi wszystkim żabom świata, zresztą nie tylko żabom, bo również innym stworzeniom – w tym i w pewnym wymiarze człowiekowi… Wydawałoby się, że żaby mają się nijak do… opalania. A tu zaskoczenie, choć właściwie nie mam na myśli samego opalania, tylko ochronę przed szkodliwym promieniowaniem słonecznym. Robi się coraz cieplej, spomiędzy deszczowych chmur śmiało przebłyskuje słońce. Zaczęłam myśleć o jakimś preparacie ochronnym dla mojej brygady, bo ostatnio coraz więcej przesiadujemy na powietrzu. I jak zaczęłam drążyć, szukać, googlować, to okazało się, że wybór takiego preparatu to bardzo poważna sprawa…
Teraz wyjawię, co przytrafiło się żabom z filmu. Żaby piją wodę przez skórę (jak Zośka była mała, to tego nie wiedziałam;) ). Na skutek przenikania do wód mnóstwa związków chemicznych, m.in. w postaci wyrzucanych do toalety lekarstw, a także wydalanych przez kobiety hormonów z zażywanych przez nie pigułek antykoncepcyjnych, żabie samce tracą swój samczy wigor. Co więcej nawet przeobrażają się na tyle, że są w stanie rozmnażać się z innymi samcami, składać skrzek i dochowywać się potomstwa (obserwowano także deformacje ciała, także u innych zwierząt). O ile każdy rozsądny człowiek wie, że niezużyte lekarstwa powinno się odnosić do aptek, które je odpowiednio likwidują, o tyle nikt chyba nie wie jak rozwiązać tak błahą, zdawałoby się, sprawę… siusiania. Kluczowym jest tu fakt, że oczyszczalnie ścieków nie są w stanie zneutralizować tych substancji pochodzących z leków, a problem jest poważny i chyba mocno niedoceniany. I podobnie działają filtry zawarte w środkach chroniących przed słońcem. A przynajmniej część z nich, bo te dzielą się na mineralne i chemiczne. Wadą mineralnych jest to, że zawarte w nich tlenki cynku i tytanu bielą skórę, przez co wyglądamy prawie jak piekarz na zmianie ;), ale zaletą jest to, że są przyjazne przyrodzie. Zaletą filtrów chemicznych jest łatwość aplikacji, przezroczystość i szersza dostępność, zasadniczą wadą zaś to, że działają jak hormony. Spływając z nas pod prysznicami, ale także w rzekach, jeziorach czy morzu hamują rozmnażanie nie tylko u żab, ale także u ryb, ptaków. A przenikając do wód gruntowych, trafiają wraz z wodą do ludzkich organizmów…
I jeszcze ostatnia powódź! Aż strach pomyśleć, co rozlało się po Polsce wraz z tą woda, co wymieszało się z wodami gruntowymi, co spłynęło do rzek, jezior i do morza. Widziałam wypowiedź pewnego marynarza, który stwierdził, że Bałtyk jest duży, że te brudy rozejdą się po całym akwenie i będzie cacy. Chyba nie pomyślał o tym czego nie widać – o tych wszystkich nawozach, nieczystościach biologicznych i chemicznych, o tym jak to wpłynie na faunę. I jakby już Polska mało wycierpiała, to jeszcze tylu ludzi zginęło w powodzi! A ilu straciło wszystko, co mieli! To przerażające, jak ciężko musi być teraz tym ludziom. Wkrótce wybory, więc wszyscy prześcigają się w trosce o powodzian i w składaniu im obietnic pomocy. Już za parę tygodni będzie po wyborach i tu jest nasz, wszystkich Polaków obowiązek, żeby odpowiedzialnie, rozsądnie wybrać prezydenta. Takiego, który dopełni swych obietnic, który zadba o naród, w tym o tych nieszczęsnych ludzi także później.
Abstrahując od ogólnopolskich czy ogólnoświatowych tematów, a wpuszczając lekki powiew optymizmu, muszę pochwalić się, że w końcu moje dzieciaki mniej chorują :))) Dwie trzecie chodzi codziennie do przedszkola (właściwie to trzy trzecie, rano i popołudniu, ale tylko starszaki tam zostają), po parę godzin przesiadujemy na placu zabaw, w weekend wybraliśmy się na piknik na łono przyrody. Fajnie jest. No a wczoraj był Dzień Matki. Byliśmy z Brunisławem na dwóch imprezach przedszkolnych – u Zośki i Szczypiora. Było cudownie. Szczypior głośno śpiewał, gestykulował, głośno i wyraźnie recytował wierszyk, co nagrałam dla reszty rodziny, bo na słowo to by chyba nie uwierzyli. No i dostałam od niego cudowne korale z makaronu, które dumnie nosiłam aż do wieczora:) Zośka recytowała z piękną intonacją, ładnie śpiewała, przezabawnie i przeuroczo tańczyła i… grała na dwóch instrumentach


To tyle u nas. Ja znów tyję

PS. Mamy zwierzaka. Zwierzaka to mocno powiedziane, bo mowa o Tadeuszu, czyli kolejnym pająku w naszej rodzinie, który od kilku dni okupuje łazienkę. Pająki i rybiki cukrowe to jedyne zwierzęta moich dzieci, ale dopóki same nie są w stanie odpowiadać za żadne „prawdziwe” zwierzę, dopóty na nic innego nie przystanę. Jestem twarda w tym temacie, bo nie wyobrażam sobie siebie i trójki (a wkrótce czwórki) dzieci i do tego, dajmy na to, psa… Kto by kogo prowadził;)? No i jeszcze „coś”, czego pies sam po sobie nie posprząta, a nie wyobrażam sobie, by to zostawiać na trawnikach… Ble fuj jak mawia Szczypior;)
Do miłego…:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Rozgość się u nas i spędź miło parę chwil :)