środa, 29 października 2014

5 maja 2010 r.
Witajcie po bardzo długiej przerwie!
Za nami trudny okres. Trochę zmian, trochę stresów. Chodziłam wciąż senna i apatyczna. Całkowicie brakowało mi energii. Ciągle chciało mi się spać. Obowiązki domowe ograniczyłam tak, że już bardziej się nie dało. A. z trwogą patrzył na stan mój i… naszego mieszkania. Raz nawet, gdy Brunisław poszedł spać, dałam dzieciakom paczkę ulubionych rodzynków, włączyłam im „Akademię Pana Kleksa” na dvd i… poszłam na godzinkę spać! Potem się trochę zmobilizowałam. A co do Brunisława, to spieszę donieść, że już wyszedł z mleczno-cycusiowego uzależnienia. Ba, nawet śpi na piętrowym łóżku. Bez obaw, śpi na dole, na dawnym miejscu Szczypiora. A Szczypior śpi na górze, na dawnym miejscu Zośki. A Zośka? Zośka wyprowadziła się do komputerowego i okrzyknęła go „soimpokojem”. Nie przeszkadza jej nawet, że w tym „swoimpokoju” ma sterty nieokiełznanego jeszcze przeze mnie prania, ani to, że nie ma tam nic osobistego. Póki co. Musze się wziąć za przeglądanie ofert firm robiących jakiś tanie meble z płyty. Takie pod wymiar. Babcia obiecała sfinansować meble do pokoiku. Gdy to się stanie, Zośka będzie dopiero mogła mówić, że mieszka w iście „swoim pokoju”. Ach, no i jeszcze zamierza na drzwiach umieścić swoje  imię. Mam nadzieję, ze nie wpadnie na pomysł umieszczenia na nich również zakazu wjazdu, hehe…
Już drugi tydzień jesteśmy w domu. Wcześniej przez prawie miesiąc siedzieliśmy na Warmii. Bardzo tam odpoczęłam, choć zajmowałam się dzieciakami bez obijania (za dużo ich jest, by jakaś miła ciocia czy babcia chciała je wziąć wszystkie na spacer na przykład; )… Choć raz, jeden jedyny, pierwszy raz odkąd mamy dzieci spędziliśmy z A. noc poza domem. Sami! Bez dzieci! Pojechaliśmy na wesele znajomych, na tyle daleko, by tam nocować. Myślałam, ze wyśpię się, ale chyba jakiś instynkt, czy może bardziej nawyk kazał mi obudzić się o… szóstej! Teraz zresztą też się nie wysypiam. Męczę się kręcąc się w łóżku z boku na bok. Schudłam, choć byłam już ładnie zaokrąglona. Zalewają mnie setki myśli o tym, co mam zrobić, a o czym wciąż zapominam, albo na co nie mam czasu. No i ciągle myślę o katastrofie pod Smoleńskiem. Nawet koszmary miewam. Tyle jest niedopowiedzeń, tyle znaków zapytania, a mam wrażenie, ze większość ludzi guzik obchodzi najbardziej priorytetowa sprawa – wyjaśnienie przyczyn. Co więcej, będąc na spacerze z dziećmi słyszałam wypowiedzi młodych rodziców typu: „wyszliśmy na spacer, bo co tu robić, nawet nie ma co oglądać w telewizji, bo ciągle mówią tylko o jednym…”, albo „ nawet „You Can Dance” nie puścili!” Skandal i hańba, ale co z takimi robić? Jest pozytyw tej sytuacji taki, że przynajmniej zamiast spędzać czas przed telewizorem, zabrali dzieci na wspólny spacer…
Będąc na Warmii, prababcia Irka dofinansowała dzieciaki. Ku ich radości, część sumy poszła na zabawki. Szczypior wybrał hodowlę mrówek z lupą, mającą pojemniczek, który przykrywa nawet niebezpiecznego i agresywnego owada. Można go spokojnie obejrzeć z każdej strony, a potem bez szkody dla niego wypuścić na wolność. Zośka wybrała sobie odkurzacz do owadów. Ze względu na owadzie bezpieczeństwo ma małą moc ssącą, przez co nie wszystkie wyłapuje, ale jakoś sobie radzimy. Odkurzacz warczy przy tym jak wiertara i jak łatwo się domyślić jest źródłem zazdrości Szczypiora… Ale czasem się dzielą;) Nawet A. z zainteresowaniem oglądał złapaną osę, choć boi się ich bardzo i gdy jakąś zobaczy wywija dziwny, paniczny taniec- połamaniec, machając przy tym czym się da;) Komicznie to wygląda. Po powrocie do domu znaleźliśmy na podłodze suchego trzmiela i od razu stał się on naszym najważniejszym obiektem, skrzętnie przechowywanym i chronionym przed łapkami Brunisława. A. oczywiście jak tylko usłyszał słowo „trzmiel”, niepomny na drugie dodane słowo „martwy” krzyczał z daleka: „uważaj, bo może jeszcze użądlić! Może tylko śpi!” ;)
Z naszej obserwacji drzew chyba nici, bo na Warmii jeszcze pąki się nie rozwijały, gdy wyjeżdżaliśmy, a gdy przyjechaliśmy na Mazowsze uderzyła nas buchająca życiem przyroda. Co ciekawe, choć na Warmii, jak wspomniałam, wszystko jeszcze było uśpione, to w jednym miejscu w Lidzbarku Warmińskim kasztanowce miały już olbrzymie liście. A już parę ulic dalej znów pąki. Jakaś oaza ciepła i słońca czy co:)?
A wiecie, że ostatnio wygrałam konkurs plastyczny? Nie będę się wdawać w szczegóły, ale pochwalę się, że dostałam fajne nagrody, m.in. duży album o przyrodzie Warmii:)))
To by było na tyle chyba. Nie będę już przynudzać, a i… Brunisław wkrótce się obudzi:) Postaram się teraz bardziej regularnie odzywać. Was też zachęcam do odzywania się. Jak nie we własnych blogach, to może chociaż w komentarzach pod „zielonolekcjowymi”? Trzymajcie się ciepło tej chłodnej ostatnio i deszczowej wiosny!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozgość się u nas i spędź miło parę chwil :)