5 maja 2010 r.
Witajcie po bardzo długiej przerwie!
Za nami trudny okres. Trochę zmian, trochę stresów. Chodziłam wciąż
senna i apatyczna. Całkowicie brakowało mi energii. Ciągle chciało mi
się spać. Obowiązki domowe ograniczyłam tak, że już bardziej się nie
dało. A. z trwogą patrzył na stan mój i… naszego mieszkania. Raz nawet,
gdy Brunisław poszedł spać, dałam dzieciakom paczkę ulubionych
rodzynków, włączyłam im „Akademię Pana Kleksa” na dvd i… poszłam na
godzinkę spać! Potem się trochę zmobilizowałam. A co do Brunisława, to
spieszę donieść, że już wyszedł z mleczno-cycusiowego uzależnienia. Ba,
nawet śpi na piętrowym łóżku. Bez obaw, śpi na dole, na dawnym miejscu
Szczypiora. A Szczypior śpi na górze, na dawnym miejscu Zośki. A Zośka?
Zośka wyprowadziła się do komputerowego i okrzyknęła go „soimpokojem”.
Nie przeszkadza jej nawet, że w tym „swoimpokoju” ma sterty
nieokiełznanego jeszcze przeze mnie prania, ani to, że nie ma tam nic
osobistego. Póki co. Musze się wziąć za przeglądanie ofert firm
robiących jakiś tanie meble z płyty. Takie pod wymiar. Babcia obiecała
sfinansować meble do pokoiku. Gdy to się stanie, Zośka będzie dopiero
mogła mówić, że mieszka w iście „swoim pokoju”. Ach, no i jeszcze
zamierza na drzwiach umieścić swoje imię. Mam nadzieję, ze nie wpadnie
na pomysł umieszczenia na nich również zakazu wjazdu, hehe…
Już drugi tydzień jesteśmy w domu. Wcześniej przez prawie miesiąc
siedzieliśmy na Warmii. Bardzo tam odpoczęłam, choć zajmowałam się
dzieciakami bez obijania (za dużo ich jest, by jakaś miła ciocia czy
babcia chciała je wziąć wszystkie na spacer na przykład; )… Choć raz,
jeden jedyny, pierwszy raz odkąd mamy dzieci spędziliśmy z A. noc poza
domem. Sami! Bez dzieci! Pojechaliśmy na wesele znajomych, na tyle
daleko, by tam nocować. Myślałam, ze wyśpię się, ale chyba jakiś
instynkt, czy może bardziej nawyk kazał mi obudzić się o… szóstej! Teraz
zresztą też się nie wysypiam. Męczę się kręcąc się w łóżku z boku na
bok. Schudłam, choć byłam już ładnie zaokrąglona. Zalewają mnie setki
myśli o tym, co mam zrobić, a o czym wciąż zapominam, albo na co nie mam
czasu. No i ciągle myślę o katastrofie pod Smoleńskiem. Nawet koszmary
miewam. Tyle jest niedopowiedzeń, tyle znaków zapytania, a mam wrażenie,
ze większość ludzi guzik obchodzi najbardziej priorytetowa sprawa –
wyjaśnienie przyczyn. Co więcej, będąc na spacerze z dziećmi słyszałam
wypowiedzi młodych rodziców typu: „wyszliśmy na spacer, bo co tu robić,
nawet nie ma co oglądać w telewizji, bo ciągle mówią tylko o jednym…”,
albo „ nawet „You Can Dance” nie puścili!” Skandal i hańba, ale co z
takimi robić? Jest pozytyw tej sytuacji taki, że przynajmniej zamiast
spędzać czas przed telewizorem, zabrali dzieci na wspólny spacer…
Będąc na Warmii, prababcia Irka dofinansowała dzieciaki. Ku ich
radości, część sumy poszła na zabawki. Szczypior wybrał hodowlę mrówek z
lupą, mającą pojemniczek, który przykrywa nawet niebezpiecznego i
agresywnego owada. Można go spokojnie obejrzeć z każdej strony, a potem
bez szkody dla niego wypuścić na wolność. Zośka wybrała sobie odkurzacz
do owadów. Ze względu na owadzie bezpieczeństwo ma małą moc ssącą, przez
co nie wszystkie wyłapuje, ale jakoś sobie radzimy. Odkurzacz warczy
przy tym jak wiertara i jak łatwo się domyślić jest źródłem zazdrości
Szczypiora… Ale czasem się dzielą;) Nawet A. z zainteresowaniem oglądał
złapaną osę, choć boi się ich bardzo i gdy jakąś zobaczy wywija dziwny,
paniczny taniec- połamaniec, machając przy tym czym się da;) Komicznie
to wygląda. Po powrocie do domu znaleźliśmy na podłodze suchego trzmiela
i od razu stał się on naszym najważniejszym obiektem, skrzętnie
przechowywanym i chronionym przed łapkami Brunisława. A. oczywiście jak
tylko usłyszał słowo „trzmiel”, niepomny na drugie dodane słowo „martwy”
krzyczał z daleka: „uważaj, bo może jeszcze użądlić! Może tylko śpi!”
Z naszej obserwacji drzew chyba nici, bo na Warmii jeszcze pąki się
nie rozwijały, gdy wyjeżdżaliśmy, a gdy przyjechaliśmy na Mazowsze
uderzyła nas buchająca życiem przyroda. Co ciekawe, choć na Warmii, jak
wspomniałam, wszystko jeszcze było uśpione, to w jednym miejscu w
Lidzbarku Warmińskim kasztanowce miały już olbrzymie liście. A już parę
ulic dalej znów pąki. Jakaś oaza ciepła i słońca czy co:)?
A wiecie, że ostatnio wygrałam konkurs plastyczny? Nie będę się
wdawać w szczegóły, ale pochwalę się, że dostałam fajne nagrody, m.in.
duży album o przyrodzie Warmii:)))
To by było na tyle chyba. Nie będę już przynudzać, a i… Brunisław
wkrótce się obudzi:) Postaram się teraz bardziej regularnie odzywać. Was
też zachęcam do odzywania się. Jak nie we własnych blogach, to może
chociaż w komentarzach pod „zielonolekcjowymi”? Trzymajcie się ciepło
tej chłodnej ostatnio i deszczowej wiosny!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Rozgość się u nas i spędź miło parę chwil :)