Słońce świeci, deszczyk pada, czereśniożerca się podkrada...
Przedpołudnie leniwie nam upłynęło przy pochmurnym niebie, dzwoniącym o szyby deszczyku, filmie familijnym i... dwóch kilogramach przeeeeepysznych czereśni :D Wszyscy je lubimy jak jeden mąż. No, może Mirabelka więcej używa " bliźniaków" jako kolczyków, ale cała reszta wcina równo ;) Czereśnie zniknęły w oka mgnieniu, deszcz i chmury tez gdzieś przepadły, wiec poszliśmy na dwór. Pogoda była wspaniała - słonecznie i wietrznie. Włosy hulały, dzieci szalały, a matka wielkości przeciętnego humbaka;) nawet się dziś za bardzo nie zasapała :) Ach, zajrzeliśmy też do naszych namiotników. Teraz jeszcze bardziej zróżnicowane stadia mają. Są jeszcze gąsieniczki, są świeże kokony i zdarzają się już takie " dojrzałe"- można po nich poznać, że to już tuż tuż. Zobaczcie sami- deszcz i wiatr im nie straszne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Rozgość się u nas i spędź miło parę chwil :)