poniedziałek, 22 czerwca 2015

Dwudziesty pierwszy dzień z #30Dayswild Niedziela

Jesienny spleen

Wyjątkowo leniwie upłynął ten dzień.  Pogoda znowu kaprysiła. A to było zimno, a to wręcz upalnie, a to popadało; cały dzień wiało i wiało. My też kaprysiliśmy. Dzieci kudrowały się przez większość dnia a Szczypior przeszedł samego siebie i musiał być odizolowany...  Dopiero wieczorem zapanowała pełna siostrzano- braterskiej miłości zgoda;) Kropeczek zasnął dość wcześnie.  Zośka poszła na godzinę do wanny, a średnia trójka zatopiła się w świecie lego.  Naprawdę przyjemnie było ich widzieć tak dobrze,  a przy tym bez wariactw, bawiących się ;) 
Z naturą dziś niezbyt wiele obcowaliśmy. Tyle tylko, że gdzieś tam pod drzewami wiodła czyjaś droga. No i były chmury. Duuużo chmur. Pięknych, gnanych wiatrem chmur, które przed zmrokiem silne podmuchy przegnały na tyle, że mrok zapalił na niebie gwiezdny żyrandol:) Niedługo przeprowadzimy się pod las. Liczę na to, że tam, z dala od miejskich świateł, niebo rozbłyśnie znacznie mocniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozgość się u nas i spędź miło parę chwil :)