A babcię nosi... Dopiero przyjechała. Jechała z Warmii na Mazowsze. W środkach transportu publicznego spędziła pięć godzin. I dała znać jej naturą zielonego ludka ;) Zabrała dzieci na dłuuugi spacer po poligonie. Poszli w kaloszach i wiatrówkach, bo było jakoś chłodno i mokro po padającym rano deszczu. Za to pogoda była fajna właśnie na poligon- wszystkie możliwe ślimaki powyłaziły z ukrycia. Dzieciaki spotkały i takie ślimaki bez muszli, co sieją spustoszenie wszędzie gdzie się pojawią, i takie z maleńką, szczątkową, płaską raczej, muszelką na grzbiecie. Były rude i czarne. Także wstężyki gajowe i winniczki - tych było najmniej. A wybrali się tak naprawdę do jagodnika - sprawdzić czy są jagody. Po drodze babcia " straciła orientację" i Brunisław z Kropeczkiem;) wskazywali drogę rysując patyki strzałki. Gdy wrócili, przynieśli dziki bukiet oraz błysk podniecenia w oczach, a Mirabelka wyrzuciła na wejściu :
-" Mamo! Zgubiliśmy się i Brunisław odnalazł drogę i przyprowadził nas do domu! I mieliśmy taaaaaką przygodę!"
Po czym uszczęśliwiona rzuciła mi się na szyję omal nie dusząc;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Rozgość się u nas i spędź miło parę chwil :)