Warszawskie Targi Książki
Spotkanie autorskie z Zofią Stanecką i Marianną Oklejak.
Basia :)
15 maja 2015
Zabrałam dziś Mirabelkę na babski wypad do stolicy. Taki tylko nasz. To wielkie święto. Babcia została z resztą ferajny, chłopaki mieli w planach piracki wieczór w bibliotece, Kropeczek lepił z babcią pierogi, Zośka myślała o odwiedzeniu koleżanki, a my wybrałyśmy się na targi książki. A konkretnie pojechałyśmy tam wiedzione wielką miłością Mirabelki do Basi. Basi raczej nie trzeba przedstawiać, ale gdyby znalazł się ktokolwiek kto jej nie kojarzy to powiem tyle, że Basia to bardzo lubiana bohaterka literatury dziecięcej. Ma pięć lat, przeżywa radości i smutki typowe dla swego wieku. Przy tym ma dwóch braci i całkiem fajnych rodziców.
A spotkanie? Hm, byłam na takim spotkaniu autorskim dla dzieci po raz pierwszy, więc nie mam porównania, ale z opowieści znajomych wiem, że to wyróżniało się bardzo. Autorki bowiem przygotowały się solidnie. Jeśli ktoś myśli, że siedziały i opowiadały, tudzież czytały fragmenty książki to się bardzo myli. Przed dziećmi pojawiła się mała scenografia przedstawiająca las, po czym pojawiły się świetne w swej prostocie tekturowe postaci Basi i jej taty. Wszystko przygotowane przez Mariannę Oklejak, która jest ilustratorką "Basi". Ona też odgrywała rolę taty. Basia natomiast przemówiła głosem pani Zosi Staneckiej. Moja mała, nieśmiała Mirabelka, która na początku siedziała skrępowana i nie podnosiła rączek gdy padały pytania, na które mogłaby odpowiedzieć twierdząco; która przytulała się do mnie gdy inne dzieci wchodziły na podest i mówiły do mikrofonu... powoli się otwierała. Widziałam jak ta mała dziewczynka powoli się rozluźnia. Jak uśmiecha się pod nosem, by po chwili zaśmiewać się w głos gdy Basi tata po raz trzeci wracał do domu po zapomniane rzeczy. Jak śmieje się gdy Marianna z poświęceniem pokazuje trudną sztukę wyrzucenia tylnych łap przed przednie demonstrując technikę jaką skaczą zające. Jak szybko określa co z rzeczy pokazanych na planszy przyda się na biwaku a co nie. Jak podchodzi do autorek po autograf, mówi jak się nazywa albo co chciałaby mieć narysowane na pamiątkę. I wreszcie jak żegna się i z satysfakcją opuszcza salę z własnoręcznie pomalowanym podgrzybkiem z rurki. Wspaniale było zobaczyć ją taką radosną, szczęśliwą i dumną z tego co udało jej się zrobić. To był wyjątkowy dzień który zakończył się dluuugą lekturą przywiezionych książek :)
Pow.: Mirabelka powoli się rozkręciła aż w końcu zaśmiewała się z wpadek Basiowego taty;)
Pow.: Rozmowa o zwierzętach jakie można spotkać w lesie, albo... na ulicach Ochoty, jeśli wierzyć Mariannie:) oraz o zwierzęcych tropach
Pow.: Demonstracja techniki zajęczych skoków. Niełatwe zadanie, a dla mnie mnie, mającej jakiś metr w pasie, wręcz niewykonalne ;)
A spotkanie? Hm, byłam na takim spotkaniu autorskim dla dzieci po raz pierwszy, więc nie mam porównania, ale z opowieści znajomych wiem, że to wyróżniało się bardzo. Autorki bowiem przygotowały się solidnie. Jeśli ktoś myśli, że siedziały i opowiadały, tudzież czytały fragmenty książki to się bardzo myli. Przed dziećmi pojawiła się mała scenografia przedstawiająca las, po czym pojawiły się świetne w swej prostocie tekturowe postaci Basi i jej taty. Wszystko przygotowane przez Mariannę Oklejak, która jest ilustratorką "Basi". Ona też odgrywała rolę taty. Basia natomiast przemówiła głosem pani Zosi Staneckiej. Moja mała, nieśmiała Mirabelka, która na początku siedziała skrępowana i nie podnosiła rączek gdy padały pytania, na które mogłaby odpowiedzieć twierdząco; która przytulała się do mnie gdy inne dzieci wchodziły na podest i mówiły do mikrofonu... powoli się otwierała. Widziałam jak ta mała dziewczynka powoli się rozluźnia. Jak uśmiecha się pod nosem, by po chwili zaśmiewać się w głos gdy Basi tata po raz trzeci wracał do domu po zapomniane rzeczy. Jak śmieje się gdy Marianna z poświęceniem pokazuje trudną sztukę wyrzucenia tylnych łap przed przednie demonstrując technikę jaką skaczą zające. Jak szybko określa co z rzeczy pokazanych na planszy przyda się na biwaku a co nie. Jak podchodzi do autorek po autograf, mówi jak się nazywa albo co chciałaby mieć narysowane na pamiątkę. I wreszcie jak żegna się i z satysfakcją opuszcza salę z własnoręcznie pomalowanym podgrzybkiem z rurki. Wspaniale było zobaczyć ją taką radosną, szczęśliwą i dumną z tego co udało jej się zrobić. To był wyjątkowy dzień który zakończył się dluuugą lekturą przywiezionych książek :)
Pow.: Basia pakuje się, a dzieci mają jej pomóc wybrać tylko to co może się przydać na biwaku
Pow.: Tata Basi trzy razy wracał do domu po zapomniane rzeczy - choćby po śledzie do namiotu;)Pow.: Mirabelka powoli się rozkręciła aż w końcu zaśmiewała się z wpadek Basiowego taty;)
Pow.: Rozmowa o zwierzętach jakie można spotkać w lesie, albo... na ulicach Ochoty, jeśli wierzyć Mariannie:) oraz o zwierzęcych tropach
Pow.: Demonstracja techniki zajęczych skoków. Niełatwe zadanie, a dla mnie mnie, mającej jakiś metr w pasie, wręcz niewykonalne ;)
Pow.: Dzieci pomalowały nóżki grzybów, a potem umieściły na nich wycięte z kolorowego papieru kapelusze.