Leśne ludki
Trzecia edycja Dziecka na Warsztat zachęciła mnie jeszcze bardziej niż poprzednia, a to za sprawą tematów, jakie pojawią się co miesiąc. Pierwszy jest dowolny, wiec u nas musi być las. Ja las ledwie lubię, ale pochodzę z rodziny " leśnych ludków". Ja też mam naturę zbieracko- łowiecką, lecz, niestety, u mnie przejawia się to zbieraniem... różnych gratów :( Wróćmy jednak do warsztatu; odkąd przeprowadziliśmy się, do lasu mamy znacznie bliżej - widzę go z okna:) Nie znamy go jeszcze dobrze, ale odwiedzamy. Ba, nawet w dzień mojego niespodzianego porodu byliśmy w lesie. A na warsztat wzięliśmy ptaki ( z tego planuję grubszą sprawę, ale nie wiem czy udźwignę), grzyby i popularne zwierzęta leśne.
O grzybach rozmawiałyśmy sobie z Mirabelką, zbierałyśmy ( nieważne, że część niejadalna , czy wręcz trująca ! Ważne, że... ładne ;)!)Bo jak się jest Mirabelką, to i z grzybów można zrobić bukiet;)
Spotkaliśmy grzyby jadalne i takie, od których lepiej trzymać się z daleka , które znaliśmy, jak kanie, zajączki, purchawki, pieczarki czy muchomory , ale także nieznane nam gatunki porastające drewno. Oglądaliśmy kapelusze, porównywaliśmy blaszki i gąbeczki. Dotykaliśmy, zaglądalismy do nóżek i wąchaliśmy. O, choćby tak:
Po drugie: ma pustą nogę.
O grzybach rozmawiałyśmy sobie z Mirabelką, zbierałyśmy ( nieważne, że część niejadalna , czy wręcz trująca ! Ważne, że... ładne ;)!)Bo jak się jest Mirabelką, to i z grzybów można zrobić bukiet;)
Spotkaliśmy grzyby jadalne i takie, od których lepiej trzymać się z daleka , które znaliśmy, jak kanie, zajączki, purchawki, pieczarki czy muchomory , ale także nieznane nam gatunki porastające drewno. Oglądaliśmy kapelusze, porównywaliśmy blaszki i gąbeczki. Dotykaliśmy, zaglądalismy do nóżek i wąchaliśmy. O, choćby tak:
Po trzecie: miejsce połączenia nogi z kapeluszem jest stwardniałe. Może z powodu tego twardego czubka ten grzyb nazywa się czubajka kania?
O ile kania ma blaszki, to już maślak i gros grzybów jadalnych mają kapelusz w postaci gąbczastej poduszki. Dzieciaki dokładnie przyjrzały się stwierdzając, zerwanych istocie wygląda to jak gąbka kąpielowa;) Natomiast zapach maślaka Szczypior i Brunisław skwitował głośnym " o, fuj!"...
Co jeszcze robiliśmy w lesie? Szaleliśmy na całego na skarpie osuniętego piachu:) Trochę się wkurzałam, że wszędzie w domu chrzęści pod nogami, bo, mimo że staraliśmy się dokładnie otrzepać, to nie dało się uniknąć wniesienia do domu piasku. Ale fajnie było. I to nie tylko jednego dnia ;)
Poza szaleństwami i obserwowaniem grzybów, ot tak zwyczajnie cieszyliśmy się jesienią. A właściwie to cieszyłyśmy się, bo męskie grono nie zwraca uwagi na takie " głupoty" jak piękne złote barwy, ciepły błysk jesiennego słońca czy miły dla ucha szelest liści powiewających na lekkim wiaterku ;) :
Ich cieszą zgoła inne doznania i inne zmysły lubią pobudzać ;) O, takie grzybki ich cieszą ( pożarli 130 sztuk!):
Mieliśmy udać się na zwiedzenie ścieżki sportu w okolicach rezerwatu Rudka Sanatoryjna, ale to długa wyprawa, dzień był niezwykle wietrzny i nieprzyjemny, a karmienie ssaka na takim wietrze mogłoby się marnie skończyć, więc zrezygnowaliśmy. Spróbujemy w inny weekend, ale pomysł Brunisława realizujemy w lesie, który mamy pod nosem. Wpadł na niego tuż przed publikacją warsztatu, więc jedyne co zdążyliśmy zrobić to zebrać żołędzie i namoczyć. Domyślacie się już co to będzie? Jeśli ktoś obstawiał kawę żołędziową to brawo! Tak! Zaczęło się jak zwykle niewinnym pytaniem czy żołędzie można jeść... ;)
Jeszcze pokażę co czekało w szafie na jakiś chłodny, jesienny wieczór. To książeczka pt. "Las", która opisuje leśne zwierzęta i pozwala puścić wodze wyobraźni tworząc z kilku arkuszy " części zapasowych" w postaci naklejek różne dziwne stwory. Kupiliśmy ją na targach książki w Warszawie. Z myślą o Kropeczku, a dorwała się siostra;) Powstały jakieś dziwne niedźwiedziojeleniorysiołosiolisy i takie tam;) Mamy gdzieś jeszcze z tej serii pocztówki. Jak je odkopię ( jeszcze nie wszystko ogarnęłam po przeprowadzce) to powysyłamy w ramach postcrossing. A oto nasza zabawa w wykonaniu Mirabelki :
Ptaki jednak najlepiej obserwuje nam się pod nosem, czyli w naszym ogrodzie. Nie będę się powtarzać, bo na blogu jest kilka wpisów na temat ptaków ( pod etykietą Ptaki), ale kilka ciekawych obserwacji dzieci poczyniły, a Zośka wymyśliła nazwę jakiemuś nieznanemu nam ptakowi, który zwykł chadzać po chodniku i rozbijać o niego orzechy. Tylko nie pamiętam jaką- kickicaj? Czy jakoś tak. Związaną z tym, że tak śmiesznie podskakiwał. Mieliśmy też młodą sójkę, niestety marnie skończyła... Abstrahując od ptaków to ostatnio na nasze orzechy włoskie skusiła się... wiewiórka. Mirabelka i Kropek niemal na nią wpadli w ogródku. Bardzo się podekscytowali ;)
Ach! Zapomniałabym jeszcze dodać, że Mirabelka zrobiła Kropeczkowi warsztaty robienia grzybów z rurek po papierze toaletowym- to zamiast tego " wietrznego " spaceru.
Post powstał w ramach Dziecka na Warsztat III. O tym co się działo w rodzinach innych mam uczestniczących w projekcie możecie poczytać klikając w loga na mapie blogów:
Post powstał w ramach Dziecka na Warsztat III. O tym co się działo w rodzinach innych mam uczestniczących w projekcie możecie poczytać klikając w loga na mapie blogów: