Coś dziwnego czai się na trawce. Ni to ślina ni to ubita piana z białka. Ale chwila, chwila, coś tam pod tymi bąbelkami widać... Pistacjowa zieleń zmienia się w soczystość świeżej trawki i porusza całą swą maleńkością w tej pianie.
- "Lobacek!!! "- woła podekscytowany Kropeczek. Istotnie jakaś larwa tam się uwija.
-" Mamo, co to jest?"- pyta Mirabelka
-"Nie wiem, w domu spróbujemy to odkryć, a tymczasem popatrz tylko, nie ruszaj tego, żeby nie wyrządzić jakiejś szkody".
W domu wyszperałyśmy, że to larwa owada. Małego i niepozornego, która to larwa jest wrażliwa, nawet bardzo, na słońce i za pomocą piany chroni się przed wyschnięciem. A także przed drapieżnikami, których łupem mogłaby paść. Jest szkodnikiem, bo bezlitośnie wysysa soki z rośliny i gdy występuje obficie, może dojść do obumarcia roślin. O ile na łące to nikomu nie przeszkadza, o tyle działkowcy nie cieszą się widokiem tego owada; chociaż podobno jest go coraz mniej to na przychylność działkowców nie ma co liczyć.
No a skąd ta piana? Ekhem, ekhem. To... odchody tej larwy, w które wpompowuje pęcherzyki powietrza...
Ps. Z tego co wyguglowałyśmy wynika, że ten owadzik jest krewniakiem... cykady :O