Barszcz
Dziś rano trochę postraszyłam dzieciaki. Nie barszczem na obiad, choć buraki w zęby kolą ;), a Barszczem Sosnowskiego. Wiele o nim słyszałam, ale był dla mnie tylko legendą. A wczoraj jadąc do naszego domu całą rodziną widzieliśmy go na własne oczy. I nie było wątpliwości, że to TO. Rozległe baldachy, wyższy ode mnie ( choć o to nie trudno...), rósł bujnie po obu stronach torów na pojedynczym, niestrzeżonym przejeździe gdzieś między dwiema wioskami. Dowiedziałam się od znajomej, że dawniej tamtędy jeździły pociągi z ZSRR. Jeszcze chyba używano tej rośliny jako karmy dla bydła. Rozsiała się i tak rośnie po dziś dzień. Ponoć co pewien czas wycinają. My musieliśmy trafić na apogeum wzrostu...
Wyguglowałam dziś dzieciakom zdjęcia poparzonych barszczem kończyn i kazałam uciekać gdzie pieprz rośnie jak kiedyś coś takiego zobaczą. Dobrych zdjęć nie mamy, bo widzieliśmy z samochodu, przejeżdżając wolno przez te niestrzeżone tory ( jak to możliwe, że nadal istnieją niestrzeżone przejazdy?!), ale łatwo znaleźć w sieci. Tylko tam nie widać jak wielkich rozmiarów może to świństwo urosnąć. W każdym razie strzeżmy się tego; w upalne dni ponoć nawet nie należy podchodzić w pobliże, o dotykaniu nawet nie mówiąc...