Życie jest piękne, mimo wszystkich trudnych i złych chwil...
Wczorajszej nocy była burza. Nie jakaś byle burza, ale potężna burza z bliskimi błyskawicami i huczącymi grzmotami ; ze ścianą deszczu za oknem i groźnym szumem starych, ogromnych drzew... Uspokoiło się, a wraz z aurą uspokoiły się dzieci i spokojnie zasnęły. Za to jeszcze przed ptasią pobudką przyszło jeszcze mocniejsze przeżycie. Odeszły mi wody! Ciąża donoszona, ale termin był na za dwa tygodnie, a biorąc pod uwagę długość poprzednich, to powinny być w sumie jeszcze trzy! Ale nic to. Pierwszy raz w życiu jechałam jak księżniczka na ziarnku grochu karetką. Wtedy jeszcze martwiłam się- jak to ja. Szczęśliwie krótko po dziesiątej, w ekspresowym tempie urodził się kolejny egzemplarz Ojca Polaka. Doprawdy, że też wszystkie dzieci są tak bardzo do niego podobne! Niewiarygodne! Same się mylą na zdjęciach ;)
Tak oto jestem na urlopie, a Ojciec Polak zacieśnia więzy z pozostałym w domu potomstwem.
Dziś na leśnym placu zabaw Kropeczek miał nie lada przygodę! Ojciec Polak też - opowiadał mi to z takim podekscytowaniem w głosie...! Na placu spotkali bardzo ciekawską, figlarną i oswojoną wiewiorkę. Siedziała nisko na drzewie i obserwowali się nawzajem - wiewiórka miała błysk zainteresowania w oku, a mój przychówek miał... rozdziawione buzie. Szczypior zaczął ją wabić na... szyszkę;) A wiewióra podeszła do niego, obwąchała mu nogę, po czym... wbiegła na stojącego obok Kropka:) Wspięła się na niego i z jego ramienia czmychnęła w drzewa. Wszystko trwało chwilkę ledwie, ale podobno Kropeczek był nieźle rozbawiony :)
Ten dzień zaczął się naprawdę dobrze:)
Ja wydałam na świat nowego człowieka, a dzieciaki dosłownie poczuły wiewiórkę na własnej skórze.
Myślę, że post wpisuje się w ideę Małego Przyrodnika , do którego to projektu w każdej chwili zapraszam:)
Dziś na leśnym placu zabaw Kropeczek miał nie lada przygodę! Ojciec Polak też - opowiadał mi to z takim podekscytowaniem w głosie...! Na placu spotkali bardzo ciekawską, figlarną i oswojoną wiewiorkę. Siedziała nisko na drzewie i obserwowali się nawzajem - wiewiórka miała błysk zainteresowania w oku, a mój przychówek miał... rozdziawione buzie. Szczypior zaczął ją wabić na... szyszkę;) A wiewióra podeszła do niego, obwąchała mu nogę, po czym... wbiegła na stojącego obok Kropka:) Wspięła się na niego i z jego ramienia czmychnęła w drzewa. Wszystko trwało chwilkę ledwie, ale podobno Kropeczek był nieźle rozbawiony :)
Ten dzień zaczął się naprawdę dobrze:)
Ja wydałam na świat nowego człowieka, a dzieciaki dosłownie poczuły wiewiórkę na własnej skórze.
Myślę, że post wpisuje się w ideę Małego Przyrodnika , do którego to projektu w każdej chwili zapraszam:)