Pigwa
Lubicie pigwę? Ja uwielbiam. W różnych postaciach. Najbardziej lubiana i często wykorzystywana w naszej rodzinie jest pigwa pod postacią pysznego soku. Jesienią i zimą wypijamy jej hektolitry ( dzięki Mamo! Stokrotne dzięki!). Nie ma to jak przyjść zziębniętym do ciepłego, miło pachnącego domu; za oknem szaro, a tu wesoło świeci światło a na ogniu już wrze woda na herbatę z pigwą:) U nas najchętniej pija się taki klarowny sok, ale wytłoczków się nie wyrzuca, ooo, co to to nie! Nic się nie marnuje! Wytłoczki są świetnym dodatkiem do wszelkich drożdżowych wypieków, natomiast co niektórzy w naszym domu lubią chłodnym wieczorami wzmocnić się kieliszeczkiem pigwówki ;) Nie wyobrażam sobie świata bez pigwy, a zimą nie wydam złotówki na te woskowane, przez pół świata do nas ciągnięte cytryny!
Ps. Dziś ostatni dzień zabawy w ramach projektu #30DaysWild , ale nie koniec kontaktu z przyrodą ;) Tak jak pisałam w pierwszym poście - natura otacza nas zewsząd i obcowanie z nią nie jest dla nas niczym nadzwyczajnym , nawet gdy siedzimy w domu z chorobą. Ba, prawdziwym wyzwaniem byłby tydzień ledwie, Ale w odcięciu od natury. Poleglibyśmy z kretesem :)
PPS. Przede mną jeszcze pakowanie kartonów. Kropek dopiero padł, a Brunisław jeszcze pyta:" -Mamo, a po co nam krew? "; "- A czy komórki mają twarze?"; " - A jak oddychają komórki?" itp.
PPS. Przede mną jeszcze pakowanie kartonów. Kropek dopiero padł, a Brunisław jeszcze pyta:" -Mamo, a po co nam krew? "; "- A czy komórki mają twarze?"; " - A jak oddychają komórki?" itp.