niedziela, 7 czerwca 2015
Szósty dzień z #30DaysWild Sobota
Podwórkowe zabawy ciągle żywe.
Wiele ostatnio słyszy się o tym, że dawne podwórkowe gry i zabawy odchodzą do lamusa. Że dzieci są przetrzymywane w domach, brak im luzu i swobodnej zabawy, a zamiast tego mają masę zorganizowanych zajęć dodatkowych, a rodzice jak z nimi wychodzą to w roli obstawy ;) Fakt, żyjemy szybciej, intensywniej, na ulicach więcej samochodów, bardziej widoczne są wszelkie patologie...
Ba, nawet prace doktorskie z dziedziny etnologii piszą ; książki piszą o powrocie do dziecięcej " natury", łażeniu po drzewach, graniu w piłkę i takich tam. Fakt, nie ma lekko, zwłaszcza jak się jest dzieckiem w mieście, gdzie ci, co zapomnieli, że dziećmi byli grodzą każdą wolną przestrzeń, zabraniają gry w piłkę wokół domu, wchodzenia na drzewa itd. Jednak warto takim postawom mówić nie i powalczyć o świat przyjazny dzieciom, gdzie będą mogły grać w klasy przed domem, odrapywać kolana na rowerach i ćwiczyć zwinność na drzewach.
Moje dzieci nie są musztrowane seriami porannych biegów po lesie ani też puszczane samopas z kluczem na szyi i chlebem z masłem i cukrem w rękach. Mają wszystkiego po trochu. Czytają książki, czasopisma, oglądają tv i grają w gry komputerowe i planszowe, wychodzą na dwór z rodzicami i same. Jeżdżą na rowerach, wspinają się na drzewa i organizują sobie czas samodzielnie. Wczoraj dla przykładu byliśmy m.in. na pikniku. Ja próbowałam leżeć, jednak ból pleców zmusił mnie do chodzenia, więc nazrywałam kwiatków i uplotłam Mirabelce wianuszek. A dzieciaki? Ganiały się w jakąś nieznaną mi z dzieciństwa odmianę berka, gdzie ileś tam razy się zamrażają - złapany stoi wtedy w rozkroku, a jak ktoś przejdzie mu pod nogami to automatycznie zostaje odmrożony i biega dalej. Grały trochę w piłkę, bawiły się w chowanego, jadły samodzielnie kupione w pobliskim sklepie lody i grały w Baba Jaga patrzy, rysowały znalezioną cegłą po chodniku i ogólnie świetnie się bawiły. Trwało to kilka godzin a ja z zainteresowaniem je obserwowałam. O ile w domu czasem lecą wióry i nie ma spokoju, o tyle tam, na dworze, dzieci wyjaśniały spory, pocieszały się, ustalały coś wspólnie i osiągały kompromisy. Nie nudziły się. Nie chciały iść do domu. Gdy ja wymiękłam, one jeszcze zostały. Fajnie było je widzieć obejmujące się podczas narady gdy Szalona Kucharka zadała kategorię. Nawet w takich konfiguracjach, jakie w domu się nie zdarzają. Zwłaszcza Brunisław " nie lubi miłości" ( czytaj: żadnych objęć, przytulasów ani, broń Boże!, całusów itp), a tam, w zabawie nie miał żadnych oporów by obejmować się z innymi w celu narady;)
Muszę je jeszcze podpytać o inne gry i zabawy jakie znają; tą Szaloną Kucharką zaskoczyli mnie zupełnie - nigdy wcześniej się z nią nie spotkałam. A co ciekawe nawet nie byli w stanie mi powiedzieć skąd to znają - a ja wiem, że to dzięki swobodnym zabawom na podwórku, z innymi dziećmi.
Podwórkowo pozdrawiamy:)
Subskrybuj:
Posty (Atom)