Ciepło, ale mooocno wieje.
Dziś Boże Ciało. Ja się czułam... hm, niezbyt. Brzuszysko napięte, słońce mocno świeciło ,wietrzycho wiało, że hej. Na długą procesję się nie czułam. Mauż z dużą ilością dzieci na procesję też się nie porwał, więc poszedł tylko ze Szczypiorem. Ja z resztą wybrałam się na piknik. Zośka ubrała się jak "wiosenka" jak mawia babcia Gabi i zziębnięta uciekła do domu, a my początkowo sami na placu zabaw zrobiliśmy sobie piknik. Wzięliśmy kocyk, owoce. Rozłożyliśmy się pod robinią akacjową wspominając płacząca panią Słowikową z wiersza Tuwima. Dzieci biegały boso, Kropeczek nawet niewiele uciekał na swoim jeździku, trochę pograł w piłkę, starszaki pohuśtały się, pojeździły na rowerach i poczytaliśmy książeczkę o Krakowie z pięknymi ilustracjami Iwony Całej. Kropeczek jak zawsze fascynował się kowalami bezskrzydłymi ( że też mu się nie nudzi;)! ), Mirabelka tłumaczyła mu, że dorosłe mają kropki, a młode są całe czerwone. Póżniej zeszło się trochę ludzi. Szczypior z Tatą zaszli po nas po procecji i poszliśmy razem do domu odprowadzani obłędnym zapachem akacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Rozgość się u nas i spędź miło parę chwil :)