czwartek, 6 listopada 2014

Poligon

Wyjątkowo ciepły, słoneczny i radosny listopadowy dzień dosłownie zmusił nas wczoraj do pójścia na spacer. Dzieci z zielonymi smarkami siedziały w domu od kilku dni; zrobiłam im bańki, wiec siłą rzeczy odpoczywały po " zabiegu";) Choć właściwie słowa " odpoczywać", " spokojnie" raczej nie dotyczą moich dzieci poza chwilami gdy toną w lekturze albo coś oglądają... Nieważne. Ważne,  że już wszyscy mieliśmy dość czterech ścian, a miłe promyki głaszcząc nasze buzie zachęcały do wyjścia.  Szczypiora już nie było, a Zośka zbierała się na rosyjski, więc my szybciutko zostawiliśmy domowy bajzelek i wyruszyliśmy.  Przećwiczyliśmy po drodze kierunki: naprzód, w prawo, w lewo. Utrwaliliśmy odwracanie się w lewo przed przejściem przy skrzyżowaniu,  żeby sprawdzić czy nic nie skręca w ulicę ( lepiej ufać sobie;))  i śmignęliśmy we czwórkę na poligon. 
Jak zawsze Brunisław i Mirabelka ćwiczyli równowagę,  szacowali odległości, podejmowali ryzyko, przełamywali strach ( zwłaszcza Mirabelka)  oraz pokonywali stojące na drodze chaszcze ( zwłaszcza Brunisław).  Tym razem jednak i Kropeczek próbował dotrzymać im kroku, niezdarnie wspinając się na opony. Podobało mu się to duuużo bardziej niż obsypywanie się złotymi,  suchymi, szeleszczącymi liśćmi w czym prym wiodła starsza dwójka ;)



Fajnie szurało się nogami w niesprzątanych, opadających gęstym deszczem i grubą warstwą zalegających złotych liściach.  Fajnie było się nimi obrzucać,  stawać wśród nich na rękach i gonić Kropeczka- indywidualistę, cichaczem i niebezpiecznie szybko oddalającego się. Wspaniale było ćwiczyć stanie na rękach.  Robienie zdjęć i filmów, a także zrywanie dzikich jabłek - wszystko było bardzo fajne, bo po prostu miło nam się razem szalało:) A w dodatku Brunisław został okrzyknięty Sokolim Okiem, bo zauważył pozostawiony przez Kropka żelaźniaczek, a przede wszystkim wypatrzył w tych rudych liściach równie rudą wiewiórę:)))
Bardzo był z siebie dumny, a i ja też - wstyd się przyznać,  ale nawet Mirabelka dostrzegła rudzielca szybciej ode mnie;)


Jakby nie dość było atrakcji, to gdy wracaliśmy do domu, bardzo nisko nad naszymi głowami przeleciał błyszczący w słońcu świdwiński Su-22 :)
To był piękny dzień.  Oby więcej takich.