poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Zabawy podwórkowe wiejskie i miejskie

Zabawy terenowe w Dziecku na Warsztat

Hm, zabawy terenowe zawsze rozumiałam jako zabawy typu podchody, geocaching itp. Niestety, choć często i od dawna o tym myślę, jakoś nam nie po drodze do zagłębienia się w geocaching,  ale w podchody czasem bawiłam się z dzieciakami jeszcze do szóstej ciąży - czyli nie tak dawno, ale wtedy mieszkaliśmy na blokowisku i inaczej wyglądała nasza codzienność .  Wtedy wyjście z dziećmi było obligatoryjne- bo zawsze były jakieś małe,  potrzebujące maminej opieki. A ponieważ tarabanienie się przez cztery piętra z kilkorgiem dzieci, wielkim brzuchem i torbą przydasiów do przyjemności nie należało,  wychodziliśmy na ogół raz a dobrze- na kilka godzin. I wtedy, zdarzało mi się robić dzieciom 


Podchody



Czasem wyciągałam z domu w ten sposób starsze dzieci. Szliśmy z młodszymi przodem zostawiając ślady- czasem listy przyklejone do np.znaków drogowych, czasem szyfry,  zadania, zmyłki,  rebusy, zagadki logiczne, rysunki, albo... wiadomości u "znajomej pani"- może to być sklepik, poczta. Starałam się wybierać takie miejsca, z których mieliśmy dobrą widoczność- np. stojąc przy oknie na drugim piętrze marketu widziałam dzieci wychodzące z lasku naprzeciwko,  przechodzące przez ulicę i zbliżające się po kolejną wskazówkę do... windy w sklepie itp 


Quizy różnej maści 

Tutaj przydatna bywała kolorowa kreda. Rysowaliśmy różne figury ( na ogół okrąg typu " pizza") podzielone na pola i bawiliśmy się w zabawy typu państwa -miasta.  Np. dzieliliśmy koło na części ( od razu ćwiczymy ułamki) przydzielając każdej części kategorię - np. Państwa, rośliny, zwierzęta, zawody, kolory itp. Ktoś mówił w myślach alfabet,  mający odpowiadać mówił stop; na jaką literę wypadło na te musiały się zaczynać odpowiedzi. Rzucało się kamykiem i odpowiadało na pytanie z pola, na którym wylądował kamyk. Grę można dowolnie modyfikować - np. rzucać na dwa pola z cyframi i ćwiczyć dowolne działania na tych cyfrach, albo grać w jakimś języku obcym.  To były lubiane zabawy, w które chętnie włączyły się postronne dzieci. Rysunek po zabawie zostawał dla innych dzieci- przynajmniej ba pewien czas, bo wiatr i deszcz szybko i do czysta czyściły chodnik z kredy

Guma, skakanka, piłka,  dziesiątki 

Wierzcie lub nie, ale może dzieci,  zwłaszcza chłopaki,  nie lubią grać w nogę. Za to w mieście fajnie się gra w dziesiątki. Piłką -o ile mieszkańcy nie pogonią, że ktoś łomocze piłką w ścianę ( och, pani Hejnerowa,  jak myśmy Pani w dzieciństwie nie doceniali biorąc Pani wyrozumiałość w tym temacie za najoczywistszą oczywistość; dzisiejsze dzieci już na to nie mają co liczyć) albo w gumę, do której miejskie chodniki są wręcz stworzone.  Z mojego dzieciństwa została w świetnym stanie wspaniała długa skakanka - taka co dwie osoby kręcą,  a inne skaczą.  Uwielbiałam to, moje dzieciaki nie skaczą,  niestety gdy mają dostęp do skakanki zawsze prędzej czy później wpadają na głupi pomysł bardzo niestandardowego jej wykorzystania...  Ekhem, ekhem...

Ślepak

W Ślepaka bawią się starsze dzieci- często ku zgorszonym spojrzeniom rodziców maluchów. Rodzice maluszków - bądźcie wyrozumiali.  Podrostkom trudno znaleźć sobie zajęcie na placu zabaw wypełnionym na ogół sprzętami dla młodszych, w piłkę grają, ale ile można grać? Wszak nie samą piłką człowiek żyje ;) Z trzepaków podrostki są przeganiane- zawsze znajdzie się jakieś zrzędliwe stare babsko (panowie nigdy nie przeganiają jakoś), a snucie się po osiedlu w liczbie dziesięciorga sporych ciał z marszu implikuje nieprzychylne spojrzenia. No dobra, wróćmy do Ślepaka.  Polega na zajęciu zjeżdżalni- takiej jak najbardziej rozbudowanej.  Jedna osoba zamyka oczy i próbuje złapać inną.  Wszyscy muszą poruszać się tak, by nie dotykać ziemi. Noni nie dać się złapać. Ślepak kieruje się doskonałym słuchem i amplitudą drgań- jeśli podejrzewa, że ktoś ze stada dotknął ziemi, może sprawdzić. Jeśli ma rację, przyłapany osoba zostaje ślepakiem.

Sklep, teatr, cyrk


To zabawy mojego dzieciństwa. Teraz rzadziej się dzieciom chce długo pracować nad zabawą.  Chyba. A może to kwestia tego, że smycz, którą dzierżą rodzice jest o wieeele krótsza niż w czasach mojego dzieciństwa?  Tak czy siak do zabawy przydają się różne domki ma placach zabaw, albo miejscavpod najniższymi balkonami ( jak podejrzliwe babska nie pogonią). Zaś do teatru najlepiej nadają się rozłożyste wierzby płaczące, ewentualnie każde inne drzewo, które tworzy gałęziami zadaszony " amfiteatr";). A do zabawy w cyrk najlepszy jest trawnik. Jak nie pogonią... 

Jakie to... auto,  drzewo, ptak itp

Tę zabawę wykorzystujemy gdy idziemy do odległego parku,  albo na zakupy czy właściwie gdziekolwiek ;)

Detektyw roślin 

Jak dużo jest w środowisku jakiejś rośliny to można się pokusić o zerwanie. Dzieciaki mają tę roślinę odszukać, zerwać taka samą cześć i przynieść na dowód opisując w jakim środowisku rośnie. No i idealnie byłoby wiedzieć co się dzieciom zleca;) Jak czegoś jest mało to można zlecić poszukiwania na podstawie opisu, albo zdjęcia z atlasu, który mamy że sobą - w Wielkiej torbie pełnej przydasiów.  Przy tej zabawie warto dyskretnie wrzucić zasady ochrony roślin i pogadać o trujących.

Entomolog 

Podobnie jak wyżej.  Tylko niczemu nic nie odrywamy, pliiiz;)

Cyberpodglądacz 

Aaa, tu tovjuz trzeba mieć sprzęt. Jakiś aparat. Wybrać sobie jakąś roślinę - najlepiej kwiat lub pęd owocowy.  Codziennie robi się jedno zdjęcie. A potem można pozwolić dzieciom połączyć je w film, podłożyć muzykę itp. Najładniej wychodzi z jakimś Kwiatem- wschodzi, rośnie, tworzy pąki, zakwitały, przekwita, opadają płatki i cykl życia gotowy :)

Rower

Tu chyba wszystko wiadomo. Choć,  wiadomo, najfajniejsze jest eksplorowanie okolicy

Majster klepka

Warto dzieciom kupić zestaw narzędzi.  I... pozwolić ich używać ;) 
Moje dzieci używają narzędzi ogrodniczych i konstruktorskixh. Szczypior jest w trakcie budowania dla mnie skrzynki drewnianej- warzywnika.  A latem zacznie się u nas remont domu- zgadnijcie kto będzie pierwszym pomocnikiem majstra ;)?







Szalona kuchara

Kuchara jest bardzo ciekawym zjawiskiem, które pokazuje, że choć niektóre zabawy przemijają,  to inwencja dzieci nie umiera. Powstają wciąż nowe zabawy, albo zmienione wersje dawnych. Kucharę i podobne zabawy opisałam tutaj. Szalona Kuchara polega na tym, że jest jedną osobą, która wybiera kategorię,  np. kosmos.  W grze biorą udział minimum trzy osoby. Wybierając osoba podała kategorię,  a uczestnicy wymyślają po jednym słowie związanym z kategorią ( np. dwóch uczestników podaje słowa " galaktyka" i " czarna dziura")  i jedno słowo na " podpuchę" ( np. Mikołaj Kopernik) .  Szalona Kuchara ( czyli osoba, która podała kategorię)  wybiera z trzech słów jakie usłyszała od uczestników jedno. Jeśli wybrała " podpuchę" jeszcze raz jest Kucharą. Jeśli wybrała słowo gracza, to ten gracz ucieka, a ona musi go złapać. Jak złapie to uciekinier staje się Kucharą. 

Raz, dwa, trzy, baba Jaga patrzy


Przyjemne są tego typu zabawy podwórkowe - zwłaszcza dla młodszych dzieci.  Dla nieco starszych chyba większą frajdę sprawiłby zbijak,  tylko... skąd obecnie wziąć tyle dzieci? Swoich jednak mam za mało;) Gdy mieszkaliśmy na osiedlu zdarzyło się dzieciom parę razy zagrać w zbijaka, ale tyłka latem, gdy ciepło i gdy... dzieci nie muszą iść do szkoły.  A najlepiej jeszcze jak rodzice nie za bogaci - żeby się przez całe wakacje nie rozjeżdżali po świecie, żeby było komu na dwór wyjść;)

Drzewa



Te dzisiejsze drzewa... Jakieś takie słabowite.   Jak się nie ma swojego ogrodu i próbuje gdzieś wspiąć to zaraz ktoś pogoni,  bo się drzewa niszczą.  Czasem też pada argument, żeby nie włazić, bo można spaść... Pół dzieciństwa na drzewie przesiedziałam i uszczerbku nie odniosłam. Nie znam też nikogo kto by odniósł :p Idąc tym tropem trzeba by się położyć, bo można się przewrócić.  Hm, nie miałabym nic przeciwko - jak każda zmęczona mama,której ulubioną zabawą jest Śpiąca Królewna,  w której to zabawie matka z oddaniem odgrywa główna rolę;)
Co do drzew to możliwości jest o nieeebo więcej- ot, można choćby robić jedno zdjęcie każdego dnia w roku i zrobić animację. Albo chociaż poobserwowac co na, pod, wewnątrz czy obok drzewa żyje. Albo zrobić coś z drewna, wiosną spuścić trochę soku itd, itp

Łuk

Łuk, pistolety, walka,rycerze, bandyci,  policjanci.  Cóż, teraz też passé.  Wypada się bawić co najwyżej w biwak,  podchody,  ale koniecznie w asyście " osoby pełnoletniej" x tudzież sporty walki, koniecznie na zorganizowanych zajęciach z profesjonalnym trenerem. A jak nie to, to cóż... widać ile roboty z nierozładowaną agresją mają pedagodzy w szkołach 

Chowany

Jak się bardzo, bardzo chce to da się bawić i w domu. Jednak najfajniej jest na dworze 

Ciuciubabka

Taka klasyczna to już chyba kurzem porosła? Jednak popularnością cieszy się w formie " Ślepaka"

Piach,  błoto, glina, woda

Wystarczy kupić kalosze i pozwolić się dzieciom brudzić.  Raz, że nabiorą może odporności,  a dwa to żadne terapie SI się nie równają. I to takie przyjemne i wciągające!





Las

Slowo- klucz to krainy przygod i fantazji. W lesie tyle można, że aż nie wiem od czego zacząć, więc ni zacznę :)




Pikniki

To też się da nawet zimą,  w domu, ale najwięcej radości dają ciepłą wiosna, gdy można usiąść w trawie, a świat aż bucha radością życia. No i apetyt lepiej dopisuje. 

Restauracja

Zabawa w restaurację też może się odbyć w domu, ale najlepsze wspomnienia pozostają po gołąbki z błota zawibuetych w kościele wodorostów i ułożonych na kamieniu na brzegi rzeki.  Nooo, restauracja zrobiona z szopy czy stodoły też jest fajna. Jak i holowanie warzyw, próby sprzedawania plonów przez siebie samego wyhodowanych itd ( na balkonie można wyhodować szczypiorek, pomidorki koktajlowe czy koperek i wiele, wiele innych) 

Ognisko

Dzieciaki uwielbiają. Niedawno zrobiliśmy takie na dziesięcioro dzieci. Jest to możliwe odkąd mamy dom. Marzy mi się trójnóg z kotłem- wtedy nawet zimą moglibyśmy gotować grochówkę dla zmarzniętej dziczy wracając z sanek;) O ileż lepiej smakuje taka grochówa w porównaniu do tej ugotowanej w domu, na zwykłej kuchence;)!

Hazardzik ze ślimakami w tle
Nie znam dzieciaka, który by nie zbierał ślimaków.  A jak jest jeszcze kompan do zabawy to można urządzić wyścigi ślimaków.  Jak nie ma kompana to też można, tylko emocje już nie te;)

Chwastożercy


Kiedyś wojna zmuszała ludzi do jedzenia wszystkiego- " Kawa" czy mąka z żołędzi kojarzyła się dawniej ze skrajną biedą,  a teraz leży wśród ekskluzywnych produktów na dziale eko w marketach.  My możemy zrobić je z dziećmi samodzielnie.  Albo chociaż szwendając się pokazywać co jest czym i jak można to wykorzystać. Może by tak zrobić racuchy z kwiatami mniszka - przy okazji można dzieciom wbić  do łebków, że mniszek to nie mlecz?

Poza wyżej wymienionymi zabawami, które są małym wycinkiem tego w co bawiły się lub bawią moje dzieci, istnieje jeszcze całe mnóstwo innych. Te wyżej opisane zabawy są zupełnie przypadkowo przywołane z chaosu mej pamieci,  można, a nawet wypada je też zupełnie dowolnie modyfikować, bo wtedy widać, że te zabawy żyją, że nie czeka je los porastających kurzem świadectw w notesik etnografów.  

Przyjemnej zabawy:)!
Zajrzyjcie koniecznie w co tam inne dzieci się bawią 


Słowo mamy ED Montessori Karolowa mama Kreo Team Kreatywnym Okiem Matkopolkowo Bez nudy 360 przygód Bawimy się my 3 Biesy dwa Duśkowy świat Dzika jabłoń Elena po polsku Co i robi robcio Jej cały świat Cały świat Karli Tymoszko Igranie z Tosią Kawa z cukrema Laurowy zawrót głowy Kreatywnie w domu Gagatki trzy Guguiowo Ciekawe dzieci Świat Tomskiego Ohana blog On ona i dzieciaki Nasza przygoda diy My home and heart Mama Aga Konfabula Uszywki Zuzinkowej Mamy Mama na pełen etat Schwytane chwile Pomysłowe smyki Z motylem na dłoni Zabawy z Archimedesem Zakrecony belfer Pomieszane z poplątanym Nasze rodzinne podróże Ogarniam wszechświat Kreatywna mama Nasza szkoła domowa FB Dziecko na warsztat

środa, 20 kwietnia 2016

Biblia w komiksie

Biblia- pierwsza wśród ksiąg 




Jak to się stało, że jeszcze o niej nie pisałam? Nawet gdybym założyła, że każdy ma Biblię to co z tego? Przecież TAKĄ Biblię jednak nie każdy ma, a warto. 
Biblia, którą chciałabym polecić należy do Szczypiora. Jest jedną z jego ulubionych lektur, a może najulubieńszą?  Zawiera się w niej Stary i Nowy Testament. Biblia ta posiada imprimatur, czyli aprobatę władz kościelnych na druk.  Wszystko sprawdzone, zgodne z nauczaniem kościoła i zaaprobowane przez Kurię Metropolitalną w Krakowie- gdyby ktoś miał jakieś wątpliwości;) Szczypior czyta ją bardzo, ale to bardzo często. I, żeby było jasne- nie jest typem anielskiego cherubinka,  raczej łażącym po drzewach łobuziakiem, ale Biblia jest najbardziej fascynującą księgą,  w której zawiera się chyba wszystko istotne, więc wcale mnie nie dziwi, że jest w stanie zainteresować współczesnego chlopaka. Jeszcze z takimi ilustracjami:)! Szczypior dostał ją na komunię,  niecały rok temu. Książka ma już nieco naderwaną okładkę,  choć używa jej tylko Szczypior.  Za to używa intensywnie. 
Biblia, którą dziś tak szczególnie chcę polecić to komiks. Jednak należy uważać przy zakupie,  bo są i inne wydania komiksowe ( sami mamy jeszcze jedno),  ale tylko to konkretne jest tak wyjątkowe.  A to za sprawą ilustracji.  Są porywające,  biją mocą, a emocje tryskają z twarzy bohaterów. W tych ilustracjach czuć energię, działanie, ruch.  Stworzył je Sergio Cariello - człowiek od... Marvela. I już wszystko wiadomo. Klasa sama w sobie. Pewnie wszyscy wiedzą co to Marvel i nie muszę rzucać haseł typu: Batman, Superman, Superheroes:)? Tak, to właśnie tego typu genialne rysunki pojawiły się w tym komiksie.Co ja tu będę gadać, sami zobaczcie:







"Biblia. Komiks. Boża historia odkupienia"
Ilustracje: Sergio Cariello
Redaktor: Doug Mass
Wydawnictwo M Kraków
Rok wydania: 2014

Zajrzyjcie koniecznie na inne blogi- zobaczcie co tam polecają. A jeśli chcecie dołączyć to śmiało - zajrzyjcie tutaj


środa, 13 kwietnia 2016

Fasolowy eksperyment Szczypiora

Miniszklarenki z pudełek po cd

Szczypior przeprowadził popularny eksperyment z fasolą. Fasola to taka wdzięczna roślinka,  łatwo ją wyhodować,  szybko rośnie i w różnych warunkach! Ten Szczypiorowy eksperyment zakładał sprawdzenie które nasionko wykiełkuje pierwsze - to z okienkiem do dołu,  w stronę ziemi, czy to z okienkiem ku górze (zrobionej z pudełka po płycie kompaktowej) miniszklarenki. Założył, że najpewniej to z okienkiem do ziemi. I miał rację. Istotnie po paru dniach od posiania nasionko zaczęło kiełkować. Zaś jakieś trzy dni po nim wykiełkiwało to drugie- z okienkiem strzelającym ku niebu. Roślinka miała trudniejsze zadanie,  bo musiała ruszyć do góry, a następnie zawrócić by dotrzeć do wilgotnej ziemi.  I wiecie co? Oczywisty eksperyment skomplikował się gdyż to pierwsze, zdawałoby się skazane na sukces, bo posadzone okienkiem do ziemi,  nasionko dopadł jakiś grzyb! Zaczęło pleśnieć, a wzrost ostro przyhamował. Dzięki temu to, które miało " pod górkę "- dosłownie i w przenośni ;) prześcignęło rywala.  Eksperyment pokazał jak zaskakujące mogą być koleje losu, ale także jak trudno ( jeśli to w ogóle możliwe)  rozwijać się, albo chociaż trwać organizmowi choremu. A co za tym idzie jak prawidłowo przebiega rozwój organizmu zdrowego.  Zobaczcie zdjęcia porównawcze obu nasion.










                   






Eksperymentów może być wiecej- labirynt dla roślin, hodowla w ciemności itp. Szczypior jednak chyba na tym poprzestać. Kupił fajny łuk,  a sami rozumiecie wybór między fasolą a łukiem zdaje się oczywisty;)
 

Wpis łączy się z projektem Mały Przyrodnik


niedziela, 10 kwietnia 2016

Fiołkowy zawrót głowy

Fiołki, fiołki, fiołki 

Uwielbiam ich zapach. Czuć je zanim jeszcze je człowiek wypatrzy.  Mowa o fiołku wonnym (Viola odorata).  Wczoraj poszłam z chłopakami do lasu na szlajanko.  A stamtąd dalej. Po drodze ogęgały nas jakieś gęsie olbrzymy, a dalej, w chaszczach znalazłam miejscówkę z fiołkami, przylaszczkami i wieloma innymi interesującymi roślinami.  Nazrywałam troszkę fiołków. A dziś poszłam na fiołkobranie.  Tylko z Fistaszkiem- on spał,a ja łaziłam z pudełeczkiem i łopatką. Wykopałam, a po powrocie do domu posadziłam w ogródku kilka fiołków, jasnotę purpurową, przylaszczki, cebulicę syberyjską i glistnik jaskółcze ziele. No i pozrywałam przez godzinkę fiołków; utarłam z cukrem- po godzinie intensywnego zbierania wyszedł ledwie mały słoiczek.  Ekskluzywne, nie ma co;)




piątek, 1 kwietnia 2016

" W domu, w dziczy, na ulicy" Fiep Westendorp

Czy słownik obrazkowy dla dzieci musi być nudny?

Jakie to cudowne, że tyle na świecie jest wartościowych rzeczy, o których nie mamy pojęcia!  I że każdego dnia możemy się nimi zachwycić.  Tak było ze mną gdy niedawno dostałam książkę Sophii Marii Westendorp.  Oniemiałam!  Fiep - tak ją całe życie nazywano, umarła w roku, gdy ja urodziłam pierwsze dziecko, a ja dopiero o niej usłyszałam! Uwielbiam ilustracje,  są dla mnie bardzo ważne.  Często to właśnie one decydują czy kupię daną książkę czy odwrócę się na pięcie.  A te ilustracje sprawiły,  że stałam w przedpokoju z kopertą w jednej ręce, rozłożoną książką w drugiej, a buzią otwartą w niemym zachwycie. A wokół mnie biegały i podskakiwały maluchy wołając: " Mamo! Mamo! Co tam masz?"


" W domu, w dziczy, na ulicy" to słownik obrazkowy. Dla najmłodszych dzieci - głównie ze względu na formę- mocne, kartonowe karty, którym niestraszny nawet obśliniony Fistaszek. Dla nieco starszych- ze względu na tematykę, możliwość poznania ubranego w piękne obrazki wachlarza słów z danego tematu. Dla tych całkiem starszych- chyba głównie ze względu na humor sytuacyjny i przepiękne prace Fiep.
Słownik dotyka kilku tematów - to między innymi słówka związane z ogrodem zoologicznym ( Kropkowi w to graj- jak tylko ostatni śnieg stopniał już zaczął snuć plan wyjazdu do zoo), zawodami, parkiem, zabawami, zwierzętami itp. Słówek nie jest dużo, ale na każdej stronie bardzo dużo się dzieje. Obrazki są ciepłe dzięki przedstawieniu tematów w nieco babcinym stylu. Zwróćcie uwagę na dawny wygląd ubiorów postaci albo na staromodne sprzęty i urządzenia- jak pociąg to parowy, samochód to w stylu przedwojennego designu, ba! nawet helikopter jest przedstawiony w miłym dla oka okrąglutkim kształcie! Moim maluchom bardzo się podoba. A pierwszoklasista chętnie czyta ośmiomiesięcznemu Fistaszkowi. Ten co prawda na ogół próbuje książkę zjeść, ale często też zatrzymuje wzrok na obrazkach, poklepuje je i próbuje uchwycić ;)
Popatrzcie poniżej na przykładowe strony:







 Ilustracje są tak przyciągające dzięki soczystym kolorom,  dynamice i lekkiej, pewnej kresce Fiep. A do tego zabawne akcenty - a to słoń uniósł chłopca na trąbie, a to woltyżer nie trzyma równowagi stojąc na końskim zadku, a to kucharzowi robota dosłownie pali się, a to znów komuś roześmianemu tort wylądował na... głowie!
Zaintrygowana postacią Westendorp,  wyszukałam w internecie także  inne ilustracje  tej autorki- wypełnione czernią formy w połączeniu ze szkicami czarną kreską na białym tle. Uderzają mocą wyrazu. Trafiłam też na delikatniejsze,  lekką kreską prowadzone szkice- wszystko to niech Was zachęci do sięgnięcia po twórczość Fiep - my bierzemy parasol i biegniemy na rekonesans do biblioteki. A potem- ksiegarnio,  drżyj! A może to mój portfel powinien drżeć;)?



Za książkę dziękujemy Wydawnictwu Dwie Siostry.

Tytuł: " W domu,  w dziczy,  na ulicy "
Autor/Ilustrator: Fiep Westendorp 
Wydawnictwo: Dwie Siostry 
Rok wydania: 2016
Kategoria wiekowa: 1+
Oprawa: kartonowa
ISBN: 978-83-64347-36-8