sobota, 27 lutego 2016

Tradycje.

Tradycje 

Bóg się rodzi! I właśnie dlatego- dlatego, że mamy Adwent, że wkrótce Boże Narodzenie,  to opowiem Wam o naszych tradycjach rodzinnych. Są one takie trochę niepełne,  zerwane. Nasi przodkowie żyli na Wileńszczyźnie, na Wołyniu. Wichry historii sprawiły, że,  jeśli je przeżyli,  to porzucali dobytek ratując siebie, dzieci.  Nie ma żadnej ziemi, domów,  ba, zdjęć nawet nie ma. Jedyne zdjęcie mojej prababci z Wołynia zaginęło w Stanach po śmierci mojego wuja. A i PRL doskonale wszystko zaorał.  Niewiele, naprawdę niewiele zostało... 
W naszej rodzinie pielęgnujemy tradycje podobne do tych jakie panują w domach innych Polaków. Uwielbiamy pierogi- jemy w dwóch postaciach- gotowane i pieczone,  bo u męża jadło się jedne, a u mnie drugie.  Uszka w naszym domu zawsze, ale to zawsze były z grzybami leśnymi ( a u moich kuzynów na Roztoczu robią z pieczarkami),  ryby, gdy dziadek żył, bywały przez niego własnoręcznie łowione.  Sałatka jarzynowa to typowy must have każdego polskiego domu. Ale też jadamy w dwóch wersjach- z cebulą i bez. Śledzie.  Nie cierpię.  Fuj. Ale... W ubiegłym roku jadłam.  W cieście.  Najlepsze na świecie. Autorstwa mojej teściowej - urodzonej mistrzyni kuchni ( chwaliłam się już, że mam baaardzo fajną teściową :)?)   Dawniej jadalnym własnoręcznie przyrządzane i wędzone przez sąsiada wędliny. Fakt, było ryzyko, bo np. bywały nîedosolone lub przesolone, ale domowe. Dziś częściej wędzonki kupujemy.  I już nie tylko na święta, przez co wiele straciły... Poza tym corocznie dorabiamy swoje ozdoby świąteczne i pieczemy pierniczki staropolskie. Właściwie to żadnych herezji nie popełniamy, a nasz dom z choinką, opłatkiem, z wieczornym czytaniem dzieciom opowieści biblijnych w adwencie jest taki jak miliony innych domów. I w tym tkwi siła tradycji:)







Zachęcam do odwiedzenia innych blogów biorących udział w zabawie :


Wok�� Dzieci S�owo Mamy Ed Montessori Karolowa Mama Kre Team Kreatywnym Okiem Matkopolkowo Bez nudy 360 przyg�d Bawimy my si� trzy Biesy dwa Du�kowy �wiat Dzika jab�o� Elena po polsku Co robi Robcio Jej ca�y �wiat Ca�y �wiat Karli Tymoszko Igranie z Tosi� Kawa z cukrem Laurowy �wiat Kreatywnie w domu LIttle bit life Gugusiowo Ciekawe dzieci �wiat Tomskiego Ohana On Ona i dzieciaki Mama w biegu Zakr�cony Belfer �winki 3 Uszywki Zuzinkowej mamy Mama na pe�en etat Mama Tr�jki Dzwoneczkowy raj mamy Ogarniam wszech�wiat Kreatywna mama Mama Aga Mamu�ka24 Pomieszane z popl�tanym Nasze rodzinne podr��e Nasza szko�a domowa Panna Swawolna Odkrywcy wiedzy Z motylem na d�oni Nasz przygoda diy Zabawy z Archimedesem Schwytane chwile Pomys�owe smyki My home and heart Gagatki 3 Dziecko na warsztat

piątek, 26 lutego 2016

Bingo! Angielski

Bingo i nauka angielskiego w jednym? Tak!




Lata świetlne temu,  gdy Zośka jeszcze była mała, w jakimś konkursie wygrałyśmy grę.  Nie spodziewałam się wiele po grze, której grafika... hm, jakby to powiedzieć, cóż, grafika nie powala na kolana. Słuchajcie, Zośka ma już prawie dwanaście lat, a ta gra okazała się jedną z najbardziej lubianych,  jeśli nie najulubieńszą z tych, które mamy! Wszystkie dzieci grywały w nią, bądź grywają. Podczas przeprowadzki zgubiły się dwie karty. Zrobić jakoś nie było kiedy,  albo nie pamiętałam i graliśmy bez nich, ale to zubażało nasze rozgrywki. Gra jest już zniszczona, próbowałam kupić taką samą, ale nie udało mi się, aż do... ubiegłego tygodnia. W akcie desperacji jeszcze raz przeszukałam sklepy internetowe i tadaaam!  Jeden, dosłownie jeden jedyny, ostatni egzemplarz udało mi się upolować :) A muszę powiedzieć, że już 2,5- letni Kropek grywał w to bingo. Dzięki niemu dzieci poznały sporo angielskich słówek. Schemat gry jest bardzo prosty do skopiowania. Jeśli tylko ma się trochę czasu można zrobić wersję nie tylko z innymi wyrazami, ale i z owadami, ptakami, pojazdami czy co tam komu się zamarzy.  
A oto co znajduje się w pudełku:




- karty obrazkowe; z jednej strony jest obrazek, a z drugiej nazwa
- Tekturowe plansze - kolaż sześciu pojedyńczych kart; z jednej strony obrazki, z drugiej nazwy
- żetony
Gra polega na wybraniu sobie przez dzieci plansz z sześcioma obrazkami. Wymawiamy nazwę pokazanych obrazów ( w grze była też kartką z fonetycznymi zapisami wymowy, ale jak ktoś ktoś nie zna języka, to najpewniej nie będzie potrafił odczytać zapisu fonetycznego.  W internecie dostępne są słowniki z wymową. Wystarczy kliknąć na słowo i słyszymy poprawną wymowę. A jak już chcemy uczyć to byle dobrze). Następnie osoba prowadząca grę pokazuje karty.  Ja najpierw pokazuję stronę z napisem jednocześnie wymawiając nazwę, po czym od razu, płynnym ruchem obracam kartę obrazkiem w stronę dzieci.  Gdy mają taki sam obrazek na swojej planszy to kładą na nim żeton ( przy tym moje dzieci mówią "yes" albo tak śmiesznie kręcą główkami i przeciągle,  z pewnym smutkiem mówią " noooooo"- te młodsze oczywiście ;)).  Ten kto zakryje wszystkie obrazki woła " Bingo!". Staram się przy tym nie podkreślać faktu, że ktoś już skończył, mówię wtedy po prostu: -" Świetnie,  a teraz X dokończy swoją partię". Moje dzieci bardzo rywalizują o wszystko, co nie wychodzi im na zdrowie. W tej grze udaje się tego uniknąć :)



Na zdjęciu poniżej jest bonus do gry- dodawany do tej starej wysłużonej wersji. To dodatkowa gra karciana- przeciwieństwa.  Można też użyć jako Piotrusia :


A oto nasze gry- ta stara, zgrana już bardzo i nowa jeszcze nie rozegrana - czeka na dzisiejszy wieczór.  Wszak dziś " Babski wieczór":) Mam na niego jeszcze coś.  Jak znajdę chwilę,  to opiszę w osobnym wpisie. 




Wpis powstał w powiązaniu z projektem Grajmy!


środa, 24 lutego 2016

Jak wyglądała codzienność sto lat temu?

Poznajemy świat z Mądrą Myszą 



Kropek dostał w prezencie bożonarodzeniowym niepozorną ksiazeczkę.  Jak to się czasem zdarza pod niepozorną powierzchownością kryje się cenne wnętrze. Ta książka to " Dawniej i dziś.  Jak żyły dzieci przed stu laty, a jak żyją dzisiaj "- objęta patronatem " Cała Polska czyta dzieciom ",  należąca do serii Mądra Mysz . Książkę napisały Christa Holtei i Astrid Vohwinkel, a wydało ją wydawnictwo Media Rodzina ( zacne propozycje, szeroko oferta). A co w środku?  Zajrzyjcie razem z nami :)
Układ stron bardzo mi się podoba. Po otwarciu książeczki z lewej strony widzimy dawne życie,  a z prawej współczesność. I tak do końca książki. Co drugą rozkładówkę strony posiadają zakładki, w których podane są szczegóły odnoszące się do pokazanej na stronie sytuacji, o, tak jak poniżej- pokazane są stroje 


A tak wyglądają strony bez zakladek- tutaj widzimy śniadanie - jakie przyjemne i niespieszne,  prawda?



Książeczka oczywiście nie wyczerpuje tematu. To nie jest tak prosto, że dawniej rodzina miała całą kamienicę i służącą,  a teraz to w jednej kamienicy jest kilka mieszkań.  Życie było i jest o wiele bogatsze. Teraz z jednej strony wiele mamy ułatwione, jak np. ciepła woda, łazienka,  ale czasem za to maniery szwankują, nie uważacie? Warto poszukać różnic, podobieństw. Książka zagaja,  podrzuca temat i zachęca do rozwinięcia go w rozmowie. Bo jak nie powiedzieć o tym, że nie wszystkie dzieci miały bogatych mieszczańskich rodziców? Jak nie wspomnieć o tych wszystkich małych niepiśmiennych wieśniakach pasających boso owce czy zbierający kamienie na polu? Jak nie wspomnieć o dwu wielkich wojnach? - ta książeczka- niby dla maluchów, może być świetnym pretekstem do rozmów o historii. W różnym zakresie- i z maluchem i ze sporo starszym rodzeństwem.
W środku książeczki jest dodatkowa kartka, na której wymieniono inne książeczki z serii " Mądra Mysz " - o zawodach, o maszynach i pojazdach, a także o Zuzi i o Maksie.  To bardzo przyjemna lektura,  otwierająca szerokie pole rodzinnych opowieści.  Polecam.





Wpis powstał w ramach projektu Przygody z książką,  tu możecie poczytać o pomyśle i znaleźć linki do innych blogów biorących udział w zabawie 

poniedziałek, 22 lutego 2016

niedziela, 21 lutego 2016

Z matematyką za pan brat

Matematyka królową nauk jest?


No właśnie. Jest czy nie? Pewnie punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.  Dla jednego najważniejsza będzie matematyka, a dla innego literatura, biologia itd Jedno jest niezaprzeczalne- matematyka otacza nas zewsząd i absolutnie nie ma na świecie takiego człowieka, nawet w najdzikszym zakątku świata, którego by nie dotyczyła matematyka, choćby jej maleńki fragment, cień niby.  Przecież nawet najdzikszy dzikus,  ludożerca z najgłębszej dżungli szacuje każdego dnia- ile dnia już minęło odkąd wstał,  a ile dnia zostało do zachodu? Ile wody trzeba dodać do posiadanej ilości mąki, żeby jakiś tam placek się udał? W jakiej odległości jest od zwierzyny? W innym miejscu na świecie uczniowie obliczają ile wynoszą sinusy, tangensy i takie tam, a jeszcze gdzie indziej wybitni matematycy pracują nad maszynami szyfrującymi, podczas gdy inni projektują nowe, skomplikowane technologie. Możnaby tak długo,  ale szkoda czasu ;) Warsztat matematyczny czas zacząć!  
Na końcu napiszę co mnie zainspirowało, z czego skorzystałam przy zabawie z tymi dziećmi, które wykazały zainteresowanie, albo co bym wykorzystała z tymi, które uciekły gdzie pieprz rośnie; gdyby nie uciekły of kors;) A teraz bez zbędnego ambarasu dokumentacja zabaw:
Gra planszowa Halli Galli - teoretycznie przeznaczona dla dzieci w wieku 8+, ale jak z większością gier, nada się też dla młodszego. Można poćwiczyć matmę i refleks, a także...  języki obce;) No, przynajmniej proste zwroty, liczebniki i owoce;) Kropek miał 2,5 roku gdy zaczął w nią grać. Na kartach przedstawione są cztery rodzaje owoców - śliwki,  gruszki, truskawki i cytryny. W ilości od 1 do 5. No i dzwonek- najfajniejszy element pudełka. W jednej z naszych wersji bawimy się tak, że najpierw się umawiamy, że np. gracz A dzwoni jak zobaczy jakikolwiek owoc w ilości 1, gracz B dzwoni gdy zobaczy kartę z 4 owocami, natomiast gracz C dzwoni gdy zobaczy 9 owoców ( wykładam wtedy dwie karty- przy okazji można poćwiczyć dodawanie, odejmowanie, mnożenie, dzielenie czy choćby zbiory).  Czasem jest problem, by ktoś inny niż Głównodzwoniący ( czytaj: Kropek) zadzwonił, ale grać się daje;) 




Dziurawy robot - to taka zwykła zrobiona odręcznie gra dla młodszych dzieci.  A dla czego robót? Aaa, bo tak nam się podoba:p Mogłoby być cokolwiek co lubią dzieci- choćby ciastko. To bardzo prosta gra. Dodawanie i odejmowanie dla najmłodszych.  Można jednak zrobić co nam wyobraźnia podpowie. A jak ktoś ma małą wyobraźnię to są interesujące książki jasno wykładające jak zrobić własne gry matematyczne.
Inna wersja tej gry wymaga trzech kostek- jak szaleć to szaleć ;) Rzucamy nimi, ale wybieramy sobie tylko dwie z nich- które chcemy i tak kombinujemy poprzez różne działania matematyczne,  by wynik był zgodny z jedną z liczb na planszy - wtedy możemy ją zakryć żetonem.  Żetony są w różnych kolorach, każdy gracz ma" swój" kolor, a odpowiedzi do jednego rzutu kostkami może być więcej niż jedna.  Im więcej zakrytych pól ( czyli dokonanych obliczeń,  czyli: główka pracuje) tym bliżej zwycięstwa.  Zwycięża ten kto zakrył więcej pól. 
Karty- ach temat- rzeka. Nie namawiam do hazardu, ale do gry dla przyjemności.  Oczko, tysiąc,  albo choćby wojna. Co kto lubi, co kto chce.  My trzepaliśmy wojnę - proste, ale póki co dzieci nie nudzi. Ćwiczymy porównywanie wartości - więcej/ mniej, a rozgrywka jednak jest nieprzewidywalna.  Może trwać chwilkę, a może się ciągnąć bez końca. A na koniec można poćwiczyć zręczność budując jak najwyższy domek z kart:)
Pieniądze - kolejna praktyczna umiejętność powiązana z matematyką. Jakie macie - prawdziwe, narysowane, kupoione- zabawowe czy zrobione ( najfajniej chyba odzyskuje się ołówkiem monetę przykrytą kartką;)) 
Żołnierz- to taka nasza wymyślona zabawa.  Chłopaki mają duży pokój, którego podłoga daje pole do popisu. I nie mam na myśli walk sumo. Eeee,  a przynajmniej nie tylko;) Otóż pod dywanem mamy... labirynt. Wyklejony na podłodze taśmą malarską. Jedna osoba jest żołnierzem,  a druga dowódcą, który jest ranny, ale przytomny. Musi doprowadzić szeregowca do apteczki. Wydaje przy tym komendy: " dwa kroki prosto",  " jeden krok w lewo" albo " obrót w lewo o 90 stopni i jeden krok w prosto ", tudzież " pięć kroków w tył " czy "obrót o 180 stopni i pięć kroków prosto". Potem trzeba jeszcze przeprowadzić szeregowego z powrotem. Można też położyć w kilku miejscach miny przeciwpiechotne.  Jeśli wprowadzi się na nią żołnierza, to wraca on do punktu wyjścia.  Można dowolnie uatrakcyjniać i wprowadzać nowe zasady, ważne by ćwiczyć kierunki, stopnie ( dla starszych dzieci to już w ogóle można utrudnić i np.  określić która ściana pokazuje północ i w odniesieniu do tego wydawać komendy używając nazw kierunków geograficznych. Byle samemu się nie pomylić,  bo będzie obciach:p Chociaż,  czemu nie? Można pokazać, że każdy się myli i że warto wtedy się śmiać z pomyłki zamiast obrażać). 




Zagadki-  Zośka miszczem jest ;)! Tak. To Zocha wiodła prym w zagadkach. Wszystko odgadła, choć czasem zbita z tropu porzucała właściwy tok rozumowania. 
Przykładowe zagadki:
- "W pokoju znajduje się babcia i jej dwa koty, cztery psy i jedna paprotka. Ile nóg znajduje się w pokoju? " Odpowiedź: 2 ( babcine)
-" Długopis i wkład do niego kosztowały łącznie 1,10 zł. Przy tym długopis był droższy od wkładu o 1zł.  Ile kosztował wkład?" Zośka nawet chwili się nie zastanawiała nad poprawną odpowiedzią, która brzmi " 5 groszy", podczas gdy chłopcy palnęli bezmyślnie,  że 10 groszy :p
-" Co to jest- dwie głowy, dwie ręce i sześć nóg, przy czym tylko cztery z nóg są w ruchu?"
Tu Zośka wymyśliła w pierwszym momencie,  że brzmienna klacz, lecz zaraz się poprawiła, że jeździec na koniu. Zaimponowała mi; ja bym pewnie tydzień myślała ;) A może to dlatego, że ona lubi konie? Szczypior wymyślił,  że...  bliźniaki syjamskie 
-" W rodzinie jest pięciu braci i każdy ma siostrę. Ile dzieci jest w rodzinie?" Banalne? Szczypior palnął, że 10;)
"Jedno jajko gotuje się cztery minuty. Ile będą się gotowały cztery jajka?" odp. 4 minuty;)
- zagadki "geometryczne " dla młodszych: 
" Jaką figurę geometryczną nosił na głowie Tatuś Muminka?" odp. cylinder
" Jaką figurę geometryczną wykorzystują niektórzy do karania dzieci?" odp. Kąt
" Jakie pojęcia geometryczne przyjaźnią się ze słońcem?" odp. promienie 
" Jaka linia ukryła się w nazwie słynnej wieży z Pizy? " odp. krzywa 
Czas -w ramach " babskiego wieczoru "  ( wiecie,  tylko Mirabelka,  Zośka,  ja i czekolaaada,  no dobra żartuję,  jeszcze planszówka i... Fistaszek)  grałyśmy w grę " 5 sekund".  Gra polega na tym, że w ciągu pięciu sekund trzeba podać trzy odpowiedzi na wylosowane pytanie. I wierzcie mi, trzeba się wyrobić w tej grze. Ja na początku w pięć sekund to byłam w stanie powiedzieć tylko " yyy" ;) Gra pokazuje jak szybko upływa czas, ale to akurat staramy się ćwiczyć na codzień,  np. za 15 minut idziemy gdzieś tam, za pół godziny trzeba wyjąć ciasto itd



- Mierzenie,  ważenie  -połączone z nasypywaniem i przelewaniem- wiadomo, w kuchni szalejemy. Czasem :p




Są jeszcze setki fajnych matematycznych aktywności dla maluchów,  dziesiątki książek, zabawek, wagi,  miarki, ciężarki,  liczmany,  programy.  Jest tego tak dużo, że aż głowa boli. Czasem lepiej za długo nie szukać;) Hiciorem jest z pewnością strona Khan Academy- istna skarbnica wiedzy nie tylko matematycznej. Jest też interesująca strona piktografia.pl, matzoo i wiele, wieeele innych. Wyszła też w tym roku ceniona książka pań Gruszczyk- Kolczyńskiej i Zielińskiej pt. "Dziecięca matematyka - dwadzieścia lat później ". Warto przeczytać jeśli Sue ma make dzieci.  A jeśli o mnie idzie, to ja najbardziej lubię jak można matematykę pokazać w przyrodzie wokół nas. Bardzo podobają mi się spirale Fibonacciego pokazywane na przykładzie szyszki, ale na to moje maluchy mają jeszcze czas;) Do lata:p Na razie ćwiczą zbiory na kasztanach, żołędziach, liściach i kamykach ;)
Bawcie się dobrze - matematyka jest wszędzie, czerpcie garściami :)
Koniecznie zajrzyjcie do innych blogów biorących udział w zabawie :



Wok�� Dzieci S�owo Mamy Ed Montessori Karolowa Mama Kre Team Kreatywnym Okiem Matkopolkowo Bez nudy 360 przyg�d Bawimy my si� trzy Biesy dwa Du�kowy �wiat Dzika jab�o� Elena po polsku Co robi Robcio Jej ca�y �wiat Ca�y �wiat Karli Tymoszko Igranie z Tosi� Kawa z cukrem Laurowy �wiat Kreatywnie w domu LIttle bit life Gugusiowo Ciekawe dzieci �wiat Tomskiego Ohana On Ona i dzieciaki Mama w biegu Zakr�cony Belfer �winki 3 Uszywki Zuzinkowej mamy Mama na pe�en etat Mama Tr�jki Dzwoneczkowy raj mamy Ogarniam wszech�wiat Kreatywna mama Mama Aga Mamu�ka24 Pomieszane z popl�tanym Nasze rodzinne podr��e Nasza szko�a domowa Panna Swawolna Odkrywcy wiedzy Z motylem na d�oni Nasz przygoda diy Zabawy z Archimedesem Schwytane chwile Pomys�owe smyki My home and heart Gagatki 3 Dziecko na warsztat Wokół dzieci Słowo mamy ED Montessori Karolowa mama Kreo Team Kreatywnym Okiem Matkopolkowo Bez nudy 360 przygód Bawimy się my 3 Biesy dwa Duśkowy świat Dzika jabłoń Elena po polsku Co robi Robcio Cały świat Karli Jej cały świat Tymoszko Igranie z Tosią Kawa z cukrem Laurowy świat Kreatywnie w domu Gagtki Trzy Gugusiowo Ciekawe dzieci Świat Tomskiego Ohana blog On ona i dzieciaki Nasza przygoda diy My home and my heart Konfabula Uszywki Zuzninkowej mamy Mama na pełen etat Scwytane chwile Dzwoneczkowy raj mamy Ogarniam wszechświat Kreatywna mama Mama Aga, sztuka i dzieciaki Mamuśka 24 Pomieszane z poplątanym Worldschool explorers Nasza edukacja domowa Pomysłowe smyki Z motylem na dłoni Zakręcony belfer Zabawy z Archimedesem Dziecko na warsztat

wtorek, 9 lutego 2016

Książka za książkę

Duch hazardzisty we mnie siedzi, mówię Wam!


Ilona z Kreatywnym Okiem wciągnęła mnie do zabawy- wymiany książkowej.  Można niby powiedzieć co nas interesuje,  ale to nie koncert życzeń, więc tak naprawdę nie wiadomo co za niespodziankę przyniesie nam listonosz. Jeśli o nas chodzi, to co by nie przyniósł będzie dobrze. Nawet jak przyniesie coś co już mamy to też żaden powód do zmartwienia; wtedy wykorzystamy książkę jako prezent na czyjeś urodziny itp.
Dzisiaj wyszliśmy pierwszy raz po chorowaniu. Zaszliśmy też na pocztę i wysłaliśmy naszą wymiankową niespodziankę i kartkę z pozdrawasami.  Mam nadzieję,  że sprawią radość w Mielcu. Ciekawe z czym do nas listonosz zamyka;)?  ;)  Słońce świeciło,  choć było momentami dosyć wietrznie. Ale... ach jak cudownie było pospacerować!  I znów chce się żyć :)

Fot. Stara olbrzymia lipa. Pojawiły się już na niej pierwsze małe pączki.  A także to.

poniedziałek, 8 lutego 2016

"Zmysłowe życie roślin"

Szustak sieje, nie wie co pozbiera

Jakiś czas temu w jednym z filmików ojciec Adam Szustak,  jak to zwykle on robiący miliony dygresji;), wtrącił coś tam o komunikacji roślin. To było przy okazji rekolekcji,  ale tytuł książki, który padł w tamtej dygresji siedzi mi w głowie po dziś dzień.  A ponieważ w najbliższej bibliotece nie ma, a my ciągle uziemieni jakimiś choróbskami,  to chyba będę musiała pogodzić się z myślą o zakupie kolejnej książki.  Nie miałam jej co prawda w rękach, ale zachęcam i Was do przeczytania " Zmysłowego życia roślin".  Czytałam ledwie krótki fragmencik,  ale lekki i przystępny styl pisania bardzo przypadł mi do gustu. Miałam wręcz wrażenie jakbym słyszała stojącego wśród leśnego gąszczu Davida Attenborough, zastanawiającego się głośno czy i ile kolorów rozpoznają rośliny ;) Z opisów książki wiem, że każdy zmysł opisany jest w osobnym rozdziale, co sprawia, że książka jest przejrzysta. Natomiast lekkie pióro autora i mnóstwo zabawnych anegdot nadaje książce lekkości i sprawia, że lektura jest czystą przyjemnością.  Nie myślcie sobie, że to jakaś książka,  którą chorzy przeczytamy siedząc że spłaszczonym mózgiem w kolejce do lekarza. Książka zawiera wiedzę botaniczną, ale ze względu na przystępny język i wspomniane anegdoty może otworzyć nowe horyzonty przed ludźmi dotychczas omijającymi świat roślin jak najszerszym łukiem,  bądź zwyczajnie żyjącymi obok niego, nieświadomymi tego świata. 
Wczoraj w ogrodzie zobaczyłam jak wiele roślin budzi się do życia. Także nasza wielka stara leszczyna. I to był pretekst, by opowiedzieć dzieciom o tym jak one ( te rośliny) " to" robią ;) A leszczyna? Jest to roślina jednopienna,  co znaczy, że na jednej roślinie są kwiaty żeńskie jak i męskie, zwane kotkami, choć szczerze mówiąc zwisają jak jesienne gile z nosa. Coś na rzeczy jest, bo pylą baaardzo intensywnie wywołując u wielu ludzi alergię. A dlaczego tak dużo pylą? No cóż...  Nie strzelają pyłkiem do celu, tylko czekają na wiatr, który przecież może powiać w stronę przeciwną do kwiatka żeńskiego porywając cały pyłek i wtedy klops. Dlatego im więcej pyłku tym większa szansa, że trafi tam gdzie powinien;)
Poniżej zdjęcie na którym widać kwiatostany męskie- to te podłużne, zebrane po kilka ( one jeszcze urosną, to dopiero początek kwitnienia) oraz żeńskie - to te malutkie, różowe pączki (te też jeszcze urosną i rozwiną się). Zwróćcie uwagę kiedy u Was zakwitnie leszczyna. Może porównamy terminy kwitnienia?  




We wpisie wystąpiły następujące gwiazdy:
Leszczyna pospolita (Corylus avellana L.) sfotografowana po raz pierwszy w tym roku 07 lutego oraz "Zmysłowe życie roślin. Co wiedzą rośliny?" Daniela Chamovitza, wyd. W. A. B. 2013.
A także ojciec Adam Szustak, którego rekolekcje wielkopostne ruszają już jutro, a znajdziecie je na YT, o tutaj

niedziela, 7 lutego 2016

Małe ogrodnictwo


Dzieciaki zagospodarowują ogród


W październiku wyciagnęliśmy cebulki kwiatowe,  które dostaliśmy od babci Gabi. Do tego dokupiliśmy na wyprzedaży cebulki tulipanów i krokusów. Pomogłam dzieciakom wykopać dołki wśród trawy, a Kropek, Mirabelka i Fistaszek włożyli cebulki do ziemi, przytupali nóżkami i... zapomnieli.
Teraz Kropek siedzi chory w domu, a Mirabelka i Brunisław od tygodnia goszczą się u dziadków na Warmii. A w ogrodzie, co? Wiosna! Ależ podekscytowały się dzieciaki gdy zatelefonowałam do nich z taką sensacją ;)! Bo to " ich" kwiaty rosną! Tak niewiele trzeba by dzieci poczuły satysfakcję z pojętego wysiłku i radość z efektu swej pracy! Chyba pora zamówić nasiona pomidorów...;)

Październikowe prace :




Lutowe efekty- byle nie zmarzły :



sobota, 6 lutego 2016

"Mysi Domek"

Myszki pragną ciepła 

Dziś rano Ojcu Polakowi bezczelnie przebiegła przed nogami mysz. W ogrodzie. Wczoraj wieczorem w budynku warsztatu też,  tyle, że dyskretniej, w popłochu, jakby nieśmiało popiskując " mnie tu nie ma". Hm, cośtam padło z ust Ojca Polaka o pułapkach, ale myślę, że póki myszy po domu nie harcują,  to nic im nie grozi.
Wiadomo, zimno,  mokro, to i myszy myślą o zimie i zaszyciu się w jakimś ciepłym i bezpiecznym kątku. Szczerze mówiąc to z myszy nasze maluchy lubią szczególnie dwie myszki- Sama i Julkę.  To bohaterowie książki " Mysi domek.  Sam i Julia", którą mamy od dawna, ale wracamy do niej co pewien czas. 



Zwłaszcza w chłodne, wietrzne i deszczowe dni, gdy dzieciaki są przeziębienie i siedzimy w domu. Ta książka aż prosi by ją wziąć do ręki w takie ponure dni. Raczej nie bierzemy jej do łóżka.  Ze względu na wielki format do wieczornego czytania wybieramy mniejsze pozycje.  


Fot. Dzieciaki lubią " chodzić" paluszkami po chodach

A książka jest naprawdę spora. Twarda oprawa gwarantuje trwałość, a zdjęcia scenografii ( tak!) na okładce zapraszają by zajrzeć do środka.  Dzieciaki lubią tę książkę tak bardzo, że gdy wyszły kolejne części - "Mysi Domek. Sam i Julia w cyrku" i " Mysi domek. Sam i Julia w teatrze", nie mogło ich zabraknąć na dziecięcych półkach. 
Wiecie co jest w tym wszystkim szczególnie interesujące? Mysi domek stworzyła matka czwórki dzieci ( pewnie przez jakiś czas jadły mrożone pierogi na obiad, ale teraz bawią się może razem z mamusią ;)?). Karina Schaapman
zaczynała skromnie, ale efekt jest oszałamiający! Domek można przesuwać,  bo ma zamontowane kółeczka, a jest co przesuwać! Początek był skromny. Karana najpierw uszyła maleńką kołderkę dla myszek. Do niej dorobiła łóżko.  No i trzeba to było gdzieś postawić.  Ze zwykłej,  byle jakiej skrzynki po pomarańczach zrobiła małe mysie mieszkanko. A potem w miarę rozrostu domku skrzynek klejonych ze sobą klejem do drewna, wzmacnianych papier machè, przybywało. Aż powstał domek dwa razy tak wysoki jak ja. Ma jakieś sto pokoików, w których mieszka mnóstwo myszy. Myszy nie byle jakich, bo spersonifikowanych. 





 Te myszy grają na skrzypcach, czytają książki,  pracują, kochają się,  umierają ( tak, w jednej z książek jest pokazana trumna z mysim dziadkiem!), rodzą swe mysie dzieci,  a także piorą,  gotują, bawią się i uczą; przyjaźnią się i wspierają; żyją w dużych wielopokoleniowych rodzinach, w maleńkich rodzinach, w których jest tylko jeden rodzic albo samotnie. Zupełnie normalnie. Jak w ludzkim życiu.  Taki przekrój przez domek ukazuje dzieciom bogactwo postaw myszek, typów rodzin w jakich żyją, domów jakie prowadzą,  pozycji społecznych jakie zajmują.  Myszki poznają też różne religie- a to uczestniczą w żydowskim święcie, a to w chrześcijańskim,  a to w muzułmańskie. Bez kontrowersji;) A jakie zachwycające jest to całe mnóstwo bibelotów, które z wielką pieczołowitością stworzyła Schaapman! Jakie wrażenie robi pomysłowość autorki- ot, choćby blaszka, w której myszka piecze ciasto, którą to blaszkę udaje... kapsel od oranżady;)! A sami bohaterowie? Pokazani są na zasadzie przeciwieństw- chłopiec posiadający olbrzymią rodzinę,  lecz nieśmiały i ostrożny, i dziewczynka - mieszkająca tylko z mamą jedynaczka,  nie mająca żadnych kuzynów,  cioć ani wujków, za to wygadana i rezolutna,  znająca niemal wszystko i wszystkich, pewna siebie i odważna.  


Fot. Jedna z rozkładówek- tu scena z teatru


W tym momencie coś Wam zdradzę.  Ta Julka- myszka przypomina mi mnie samą gdy byłam dzieckiem. Jedynaczka, z kluczem na szyi. Samodzielna.  Znająca asortyment i ceny wszystkich okolicznych sklepów.  Wszystko i o wszystkich wiedząca. Chodząca " po chałupkach" ( kiedyś napiszę o moich wyjątkowych z dzisiejszego punktu widzenia sąsiadach, z których większość już nie żyje,  a którzy na zawsze zostaną w mojej pamięci i w modlitwie). Polecam Wam i Waszym dzieciom te książki.  Są takie ciepłe,  a wspólne czytanie w miłej atmosferze na zawsze pozostanie we wspomnieniach Waszych dzieci. Nawet gdy Was nie będzie przy nich, Wasze dzieci z tych wspomnień będą w trudnych chwilach czerpać otuchę. Warto, prawda?


środa, 3 lutego 2016

"Legenda Robinii" Eleny Kedros. Recenzja przedpremierowa

Robin Hood w spódnicy?




Wydawnictwo Akapit Press przesłało mi do przeczytania fragment najnowszej książki Eleny Kedros, której jeszcze nie ma na półkach.  Cieszę się, że miałam taką możliwość.  Skojarzenia z księciem złodziei nasuwają się od razu,  ale czy słusznie? 
Książka zaczyna się sielankowo, wręcz trąci nudą - pracowici rodzice, dwójka kochającego się rodzeństwa. Ciepło, troska itd. 
Główną bohaterka- Robinia, jest już na tyle duża,  by rozpocząć naukę strzelania z łuku i dołączyć do ojca i brata, do ich niebezpiecznych wypraw do lasu. Z tej okazji otrzymuje wspaniały prezent - łuk, będący świadectwem miłości wyrażonej ogromem czasu poświęconego na jego ręczne zrobienie. Prezent dodatkowy - wyjątkowy medalion,  który brat podarowuje siostrze ( choć wcześniej odmówił sprzedania go zainteresowanemu kupcowi) tylko podkreślają idylliczność relacji w tej rodzinie. I nagle wszystko się wali!  Robinia budzi się nieprzytomna w środku nocy i słyszy od ojca rozkaz ślepego posłuszeństwa - ma biec do studni i nie wracać, inaczej " nie będzie już jego córką". Dlaczego?  Ojciec chce ją ratować.  Wioska została zaatakowana! Ogniste strzały łatwo zajęły strzechy domostw pozostawiając tylko zgliszcza. Ojciec Robinii zginął na jej oczach, a ona nic nie mogła zrobić! Przeżyła jako jedyna z całej wioski dzięki ukryciu. Przetrwał po prawdzie też jej brat- jednak bynajmniej dzięki własnemu sprytowi.  On został celowo oszczędzony i porwany. Na czyje zlecenie? Po co? O co w tym chodzi? Tego nie wiemy. Książka jest baaardzo wciągająca.  Wiem, że moje starsze dzieci wciagnęłyby ją w jeden wieczór rycząc o więcej. Ale... No, właśnie,  ale. W zaledwie trzech rozdziałach zmieściło się tyle krwi, smrodu spalenizny, śmierci i negatywnych emocji, że najpierw muszę sama całą tę książkę przeczytać zanim dam ją dzieciom. Czy Robinia przepełniona nienawiścią i chęcią zemsty opamieta się? Czy nienawiść ją zniszczy czy może wyjdzie obronną ręką z tych traumatycznych przeżyć? Czy odkryje tajemnicę porwania brata? Czy widok zabitych rodziców, poranionego ciała matki ze spalonymi włosami, wspomnienie konieczności masowego pochówku mieszkańców wioski będą do niej wracać w koszmarach?  Czy zło zostanie ukarane i czy dobro zatriumfuje w tym brutalnym świecie? Z niecierpliwością czekam na więcej. Książka ma duży potencjał i może pokazać naszym dzieciom, że dobro zwycięża,  a także jak radzić sobie z niszczącymi emocjami. A co tam dalej w fabule siedzi? O tym, mam nadzieję,  będziemy mogli przekonać się już niedługo.  Wstępnie polecam dla starszych dzieci.  To z pewnością interesująca pozycja, obok której nie da się przejść obojętnie. 

Matka Polka