poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Dzięcioł średni wie co dobre

Dzięcioł średni lubi dobrze zjeść 

Przywilejem właściciela ogrodu jest możliwość obserwowania różnych zwierząt i ich zachowań. Korzystamy z tego przywileju chętnie.  A równie chętnie,  jak i bezczelnie pewien osobnik obżera nas z orzechów laskowych.  Widziałam go to tu,  to tam, ale wcześniej nie zwróciłam uwagi, że zajmuje go coś więcej niż pukanie w korę.  Spodziewałam się innego ptaszka rozwijającego orzechy,  ale gdy mignął mi czerwony łebek,  podeszłam bliżej,  a tam co? W zagłębienie w korze gruszy wciśnięty orzech, częściowo już wydziobany,  a pod drzewem mnóstwo pustych łupinek.  Zobaczcie sami:



.

sobota, 29 sierpnia 2015

Pióra

Pióra



Pióra to bardzo interesujące wytwory ptasiego ciała. Są tak wyjątkowe, że żadne inne zwierze ich nie wykształca. Tak wyjątkowe jak ptasia zdolność lotu, o której ludzie marzą od zawsze. Kilka razy w życiu śniło mi się, że latam. Marzę o takich snach... To było wspaniałe, niesamowite uczucie. Czułam się wolna jak wiatr i taka radosna... A wracając do piór... :) Cóż. Są ich różne rodzaje.  Każdy ptak ma pióra puchowe, które go grzeją oraz lotne. Poza tym pióra różnią się u różnych gatunków, dajmy na to sowa ma pióra zupełnie inne od wróbelka i nie mam tu na myśli ubarwienia , choć też występuje w bogatej palecie,  ale kształt. Wspomniana sowa ma pióra jakby ząbkowane,  dzięki czemu jej lot jest cichy, co jest kluczowym czynnikiem udanego polowania.  Mirabelka bardzo lubi pióra.  Nie dlatego, że są pneumatyczne, że tylko ptakom wyrastają, ale, że... są takie ładne;)! Lubi je oglądać, głaskać, tulić... Na ogół znajdujemy zwykłe szare pióra krukowatych. Jak się trafi srocze to już urozmaicenie;) Ale niedawno znalazłyśmy w lesie małe, śliczne piórko.  Ja wiedziałam czyje to, Mirabelka nie, ale... od czego mamy w domu tony książek?  Jedna z nich to wydana przez Multico ( pisałam już, że bardzo, ale to bardzo lubię to wydawnictwo:)?) " Jakie to pióro ". Dałam Mirabelce do przejrzenia. Mimo, że umie rozpoznać sójkę,  to pojedynczego piórka ,  choć bardzo charakterystycznego, nie udało jej się skojarzyć z konkretnym gatunkiem ;)





Sójka

Sójka 

Żyjąc w bloku nie zauważa się tak bardzo ruletki jaką jest życie i śmierć w świecie zwierząt.  Tam zastęp sprzataczy - czy to wynajętych przez miasto czy przez wspólnoty mieszkaniowe szybko sprząta wszelkie zanieczyszczenia. A tu,  w moim ogrodzie jest zgoła inaczej. I nie zawsze od razu zauważę jakieś martwe zwierzątko... A kotka sąsiadów jest bardzo łowna...  Nie tak dawno musiałam posprzątać resztki polnej myszki, a dziś,  ku mojemu wielkiemu smutkowi, znalazłam sójkę. Podejrzewam, że to ta, która wychowała się gdzieś w pobliżu i skakała po naszym ogrodzie podlatując niezgrabnie z drzewa na drzewo.  Była bardzo śmiała, nie uciekała od razu. I może to ją zgubiło? A może to całkiem inna sójka? Znalazłam dziś chwilę na zgrabienie liści.  Dobrze, że trafiłam na nią przed dziećmi ; niewiele z niej zostało...


sobota, 8 sierpnia 2015

Feromony

Nieudany eksperyment

Kilka dni temu wybraliśmy się na spacer po lesie. Było gorąco i słonecznie; rozbrzęczany owadami i rozedrgany upałem las dawał upragniony cień,  a rozgrzane sosny cudownie pachniały. 





Kropek z Mirabelką co i rusz przykucali przy żukach gnojowych - żywych i martwych, Brunisław dzierżył kij i mlaskając pożerał przydrożne maliny ( bosko pachnące i smakujące!), Szczypior z Zośką śmigali rowerami,  a Pospieszałek spał sobie w najlepsze.  Udało nam się nie złapać gumy- ani w wózku ani w rowerach, choć mijaliśmy ze dwa śmietniska, a na drodze było pełno potłuczonego szkła ( nigdy chyba nie zrozumiem ludzi wywożących śmieci do lasu...).  Minęliśmy wiele mrowisk,  niektóre naprawdę duże,  a ruch wokół nich tak duży, że nie odważyłam się podejść bliżej niż pięć metrów i zmykaliśmy tupiąc szaleńczo.  Podziwiam myrmekologów i wszystkich filmowców robiących dokumentalne filmy przyrodnicze - jak oni sobie radzą??? Z mrówkami wiąże się temat tego postu- nieudany eksperyment. Postanowiliśmy sprawdzić czy położona na mrowisku chusteczka przejdzie zapachem feromonów.  Pamiętałam taki eksperyment chyba z dzieciństwa.  Pamiętałam, że chusteczka pachniała, że zapach był rześki,  ale nie potrafiłam przywołać go w pamięci. Dawniej ludzie używali takich nasączonych kwasem mrówkowym chusteczek do inhalacji,  przy nieżytach górnych dróg oddechowych ; trzeba było tylko bardzo uważać, by nie przesadzić i kwasem nie poparzyć sobie nosa czy gardła...  Położyłam chusteczkę na mniejszym z mrowisk i poszliśmy w las. Po spacerze szybko zabrałam chusteczkę i otrzepałam z mrówek i igliwia ( mrówki zaczęły już ją " zabudowywać" od góry wkomponowując ją w mrowisko).  




I nic! Zero! Absolutnie nawet najmniejszego zapaszku!  Czy dlatego, że nie docisnęłam chusteczki do mrowiska? Czy dlatego,  że nie wiosną? Tak czy siak będziemy ponawiać próby.  Jak coś zaobserwujemy lub czegoś się dowiemy to zaktualizujemy post. A co do doznań węchowych,  to choć kwas mrówkowy nie był nam dany tego dnia, to za to las cudownie pachniał igliwiem, a niedługo po tym spacerze maluchy przyjrzały się z bliska żywicy sosnowej.  Pachniała cudownie i miała idealną gęstość - nie była całkiem świeża- trochę już podeschła, ale nadal się ciągnęła. Miała ładny bursztynowy kolor i lekko lepiła się do palców.  Wycieraliśmy je o korę, trawę i, choć zrobiliśmy to starannie, żywiczna woń utrzymywała się na skórze jeszcze dluuugo.  Szczypior miał plan zarobić na niej, ale porzucił go jak tylko dowiedział się, że do produkcji kleju trzeba by żywicy duuużo więcej i że już nie używa się naturalnych żywic w produkcji przemysłowej;)



Post powstał z inspiracji projektem Mały Przyrodnik


wtorek, 4 sierpnia 2015

Mysz

Mysia dola

Już jakiś czas temu, na krótko przed niespodzianymi i dosyć wczesnymi narodzinami małego Pospieszalskiego, w pewien dżdżysty poranek Ojciec Polak wychodząc do pracy natknął się na mysie truchełko przy furtce.  Nienawykły do takich widoków, zafrasował się,  dźgnął lekko czubkiem parasola i stwierdziwszy, że oznak życia z pewnością brak w gryzoniu, w pośpiechu oddalił się dzwoniąc do Matki Polki,  by dowiedziała się o odkryciu jeszcze przed ciekawskimi dziećmi.  Matka wyszła,  obejrzała, podumała,  a potem zatarła ślady, fotograficznie zabezpieczając dowody. Rana była z jednej strony szyjki,  podejrzanym w sprawie została Kicia- która nie zna granic posiadłości i bezwstydnie łazi do kogo chce naigrywając się zza płotu naszego podwórka ze swojego współlokatora - owczarka, z którym raz się czubi, raz się lubi. 
A sama myszka? Hm, Matka Polka specjalnie się nad tym nie głowiła; działała w pośpiechu,  bo w kuchni Kropek już oddawał się przyjemności zgłębiania tajemnic lodówki i w każdej chwili mógł przyjść. Dość powiedzieć, że popełnione zostały haniebne zaniedbania,  materiał dowodowy jest tak ubogi, że trudno określić tożsamość martwego gryzonia. Być może to mysz polna? 
Przeanalizujmy jednak dostępne fakty, w czym pomoże wiedza źródłowa. Matka Polka to wielki laik w temacie myszy. Ojciec Polak jeszcze większy.  Ot, mysz, jakich wiele. Bohaterka filmów ( uwielbiana przez rodzinę komedia pt. "Mysz"), książek ( a choćby " Mysi Domek"), wierszy, poematów, legend,  popkultury itp. itd. ( Krasickiego "Myszy", "Myszeida ", legenda o Królu Popiele,  czy choćby Myszka Mickey, albo gra " Magia i Myszy"oraz wiele, wiele innych ).  Zwykła, mała,  nierzucająca się w oczy, anonimowa. A tu odkrycie! To prawdopodobnie nie jest mysz domowa! Albo i jest! Oko laika zauważa rudawe futerko i na tej podstawie coś każe szperać głębiej ( o! Jest podejrzany! Właśnie jękliwie miauczy niecnota pod oknem; szlaja się znowu nicpoń po nocy...).  Po zebraniu informacji o myszach tak rysują się fakty: gatunków jest na tyle dużo, by wprawić laika w konsternację. Bo niby różnią się długością czy białością łapek, albo wcięciami na ząbkach, ale jak do jasnej Anielki to ustalić na podstawie czegoś takiego???



Dość powiedzieć, że w Polsce dobrze się ma kilka gatunków myszy, choćby domowa, polna, leśna czy badylarka, które różnią się głównie trybem życia, bo z wyglądu są do siebie raczej podobne, a różnice polegające na innej wielkości łapek czy uszu są dla takiego amatora jak Matka Polka bez znaczenia; jeśli nie ma człek przed sobą po myszy z każdego gatunku dla porównania, a nie przyjrzał się dobrze truchełku i polega na jednym nędznym zdjęciu, no to czego tu oczekiwać? Dzieci też specami nie są,  ot, że to mysz jest to rozpoznały... Ale jaka? Sprawa czeka w Archiwum Spraw Niezbadanych- może znajdzie się ktoś kto ustali gatunek i podzieli się swą wiedzą w komentarzach? 
Pozdrawiamy serdecznie,
Matkopolkowo:)